WAŻNE!!!

Pierwsze polskie tłumaczenie serii Sophie Miller's Stockholm Syndrome pisanej na 1dff przez sosodesj.
W opowiadaniu One Direction nie są słodcy czy mili. Historia zawiera dużo scen +18 więc jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, nie czytaj.
Za każdą nominację do Liebster Award czy czegokolwiek innego dziękuję, bo to znaczy, że podoba wam się moje tłumaczenie ale niestety nie odpowiadam na nie :D

niedziela, 13 września 2015

Cztery miesiące później...

Perspektywa Anne

Poczułam mocne kopnięcie w brzuchu, które wybudziło mnie ze snu. Jęknęłam z bólu. Kiedy ból trochę zelżał, odetchnęłam głęboko i patrzyłam się w sufit. Za chwilę poczułam jak przeszywa mnie kolejna fala bólu.
- Louis - sapnęłam trzymając się za brzuch. Chłopak mruknął coś przez sen - Louis, dziecko chyba próbuje się ze mnie wydostać - powiedziałam zamykając oczy gdy poczułam mocny skurcz.
- Co? Teraz?! - powiedział zachrypniętym głosem, nagle całkowicie obudzony. Położył rękę na moim brzuchu.
- Tak, teraz - rzuciłam krzywiąc się gdy dziecko się we mnie poruszyło.
- O kurwa. Dobra, dobra.
Wyskoczył z łóżka. Szybko ubrał koszulkę i dżinsy. Złapał torbę, którą parę dni temu przygotowaliśmy na tę właśnie sytuację i pomógł mi wstać z łóżka. Nogi się pode mną chwiały.
- Pójdę rozgrzać samochód dobra? A ty załóż kurtkę okej? - powiedział gdy zakładał kurtkę - Proszę - podał mi moje ubranie i wybiegł z mieszkania.
Zdążyłam tylko wsunąć ręce w rękawy gdy wrócił. Pomógł mi z zapięciem kurtki.
- Powinniśmy obudzić Sophie i...
- Nie - odpowiedziałam szybko - O tej godzinie nie uda im się znaleźć opiekunki do dziecka - pokręciłam głową - Skapną się gdy zobaczą, że zabraliśmy auto i torbę z rzeczami. Później do nas dołączą.
- Buty, potrzebujesz butów - powiedział nagle chłopak.
Skrzywiłam się i jęknęłam z bólu gdy poczułam kolejny skurcz.
- Zapomnijmy o butach. Teraz trzeba cię zabrać do samochodu skarbie - powiedział Louis.
Pisnęłam gdy wziął mnie nagle na ręce. Objęłam go rękoma za szyję gdy niósł mnie do drzwi. Na zewnątrz powitał nas zimny wiatr zapowiadający śnieżycę.
- Co to za chujowa pogoda?! - mruknął Louis schodząc po schodach. Szybko posadził mnie w aucie - Ze wszystkich możliwych momentów dziecko musiało wybrać akurat ten - powiedział zapinając moje pasy i szybko wsiadł na miejsce kierowcy - Jest kurde 3 rano, zapowiada się na śnieżycę a ja jeszcze muszę się skupić, że tu jeżdżą po drugiej stronie! A do tego mogę nie być w stanie komunikować się w szpitalu, bo połowa z tych ludzi nie umie mówić po angielsku! - narzekał - Upewnię się żeby jej lub jemu o tym wszystkim przypomnieć, gdy skończy 18 lat!
Poklepałam lekko swój brzuch uśmiechając się pod nosem.
- Nie martw się maluszku - powiedziałam - Tata jest przewrażliwiony - zachichotałam po czym znów poczułam spazm bólu.
Louis nie marnował czasu. Dodał gazu i omijał jadące wolniej auta. Krzyknęłam cicho gdy kolejny skurcz okazał się być jeszcze boleśniejszy. Skupiłam się na wdychaniu i wydychaniu powietrza. Zamknęłam oczy i trzymałam się za brzuch. Louis złapał mnie za rękę.
- Już prawie jesteśmy Anne. Skup się na oddychaniu - powiedział nie odrywając wzroku od jezdni.
- Nie pędź tak Lou, pozabijasz nas wszystkich - powiedziałam zestresowana. Trochę zwolnił, ale nadal przekraczał limit.
Trzy skurcze i parę przekleństw Louisa później byliśmy w szpitalu. Louis szybko zaparkował i wyskoczył ze swojego siedzenia aby pomóc mi wyjść. Znów znalazłam się w jego ramionach. Moje stopy ubrane tylko w skarpetki wisiały w powietrzu gdy przenosił mnie przez drzwi szpitala.
- Mam tu rodzącą kobietę! - krzyknął wbiegając do środka.
Już miałam go za to opieprzyć ale znów poczułam bolesny skurcz. Pielęgniarki szybko znalazły się przy nas zmuszając Louisa aby posadził mnie w wózku, po czym zostałam przewieziona na oddział położniczy.
Znów krzyknęłam gdy nastąpił skurcz.
Pielęgniarki szybko przebrały mnie w koszule szpitalną, podłączyły do kroplówki i zaczęły bombardować pytaniami. W końcu położyły mnie na łóżku. Louis był przy mnie, przez cały czas trzymając mnie za rękę. Nawet gdy z bólu wbijałam mu paznokcie w skórę.
- Świetnie sobie radzisz skarbie - powiedział gdy już leżałam na łóżku. Znów skrzywiłam się z bólu, zamykając  oczy i wzmacniając uścisk na jego ręce. Wszedł do nas doktor z notatnikiem w ręce.
- Mam do was tylko parę pytań zanim zaczniemy cały proces - powiedział z silnym francuskim akcentem.
Razem z Louisem pokiwaliśmy głowami.
- Po pierwsze czy jesteś ojcem dziecka? - zapytał.
- Tak, oczywiście.
- Będziesz chciał uczestniczyć przy porodzie, czy po prostu wolałbyś przeciąć pępowinę? - zapytał lekarz.
Louis zamrugał oczami patrząc na mnie.
- Ja emmm... co?
- Chcesz uczestniczyć w porodzie czy nie? - powtórzył lekarz.
- Tak, okej.
- Patrząc na niego wnioskuję, że to pani pierwsza ciąża?
- Tak - odparłam - Ale wiem mniej więcej jak to przebiega; byłam tu z moją siostrą gdy rodziła pięć lat temu - powiedziałam - Znam procedury. A teraz potrzebuję czegoś co zmniejszy ból - dodałam.
- Świetnie - powiedział lekarz po czym zamilkł na chwilę patrząc na mnie niepewnie. Spojrzał na maszyny i znów na nas - Pielęgniarka powiedziała, że masz jeszcze o wiele za małe rozwarcie aby dziecko mogło przyjść na świat. Do porodu zostało nam jeszcze parę godzin. Do tego czasu jeżeli czegoś potrzebujesz to możesz wezwać pielęgniarkę czerwonym przyciskiem. Ale nie martw się, będziemy co jakiś czas sprawdzać jak sobie radzisz. Po prostu tego ranka mamy strasznie dużo ludzi na porodówce - powiedział, mając lekkie kłopoty z wymową pod koniec - Zaraz wyślę pielęgniarkę po morfinę.
Patrzyłam jak wychodzi z sali.
- Kilka godzin?! - zapytał zdziwiony Louis.
- Może, a może nie. Zależy od kobiety - powiedziałam zaciskając zęby przy nadchodzącej fali bólu - Rodzenie to nie taka łatwa robota... - westchnęłam wciągając powietrze.
- Dobrze, że jesteś silna - wyszeptał czule po czym pocałował mnie w usta. Odsunął się, wziął krzesło i usiadł przy moim łóżku - Więc jak myślisz, to będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytał całując moją dłoń - Mały Felix czy mała Emma? - dodał drugą ręką głaszcząc mnie po brzuchu. Poczułam jak dziecko porusza się we mnie.
- Nie mam jakiś preferencji. Chcę tylko, żeby było zdrowe - powiedziałam także głaszcząc brzuch. Przestaliśmy rozmawiać gdy na salę weszła pielęgniarka i wstrzyknęła do kroplówki środki przeciwbólowe. Stała tak parę sekund po czym wyszła bez słowa.
- Ludzie w Quebec nie są zbyt towarzyscy - powiedział Louis.
Uderzyłam go lekko w ramię.
- Może nic kurna nie umie po angielsku i nie chce brzmieć tak śmiesznie jak ten doktor! - powiedziałam - Masz szczęście, że w ogóle trafił nam się doktor, który ogarnia angielski. Inaczej musiałabym wszystko sama próbować zrozumieć.
- Skarbie, chyba musimy oduczyć się przeklinać - zaśmiał się Louis - Albo będziemy dawać zły przykład dziecku.
-Racja.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Ja...
Okrzyk bólu wydobył się z moich ust gdy poczułam jakby moje ciało się rozrywało. Czułam jak coś ze mnie cieknie. Pikanie maszyn nagle stało się głośniejsze. Moja wizja się zamazała.
- Anne?! Anne?! - krzyczał nade mną Louis - Kurwa! Guzik! Gdzie jest ten pieprzony guzik?!
Nie miałam pojęcia czy udało mu się go wcisnąć. Kilka pielęgniarek wraz z doktorem wpadło do pokoju.Ledwo widziałam ich postacie, które odsuwają Louisa i mówią coś szybko po francusku. Do moich uszu docierały słowa takie jak "łożysko", "dziecko", "za dużo krwi" i "niebezpieczeństwo".
- Proszę się odsunąć! Jej ciało jest w szoku! - zawołał ktoś do Louisa. Usłyszałam jak chłopak protestuje.
Krzyknęłam ponownie gdy znów poczułam jakby ktoś rozdzierał moje wnętrzności jakby były kartką papieru. Łóżko się pode mną poruszyło i wiedziałam, że wywożą mnie z pokoju. Zamknęłam oczy. Poczułam się niedobrze. W tym stanie widziałam tylko jak ściany wokół mnie się przesuwają. Położyli mnie pod jakąś lampą. Zamknęłam oczy.
-...nagły wypadek, sekcja C..."
Odleciałam, czując się zmęczona i obolała. Miałam ziemiste usta.
Wróciłam do siebie jakąś minutę później.
-"...matka ustabilizowana..."
Skupiałam się na rozumieniu ich biegłego francuskiego, bo chciałam wiedzieć co się w ogóle dzieje.
- Dziecko nie może teraz oddychać...
- Moje dziecko... - udało mi się powiedzieć.
- Anne wszystko będzie dobrze - Louis złapał mnie za rękę - I z tobą i z dzieckiem będzie dobrze. Tylko się nie poddawaj okej? Oboje będziecie cali.
Skupiłam wzrok na jego twarzy i pokiwałam głową. Wszyscy dookoła włącznie z Louisem byli ubrani w zielone fartuchy. W głowie mi się lekko kręciło i miałam jeszcze większą ochotę zwymiotować.
- Kocham cię skarbie - wymamrotał Louis. Poczułam, że mam coś w brzuchu. Zwalczyłam obrazy napływające mi do myśli.
I wtedy to usłyszałam. Krzyk mojego dziecka.
- Gratulacje, to dziewczynka - powiedział doktor.
Moje ciało się zrelaksowało i zaczęłam płakać z ulgi.
- Chcę moje dziecko - wyszeptałam nagle zmęczona - Proszę, chcę moją córeczkę - domagałam się.
- Skarbie, muszą jeszcze sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Miała tak samo niski puls jak ty - uspokajał mnie Louis splatając nasze palce - Obiecuję, że za minutkę, dwie będziesz ją miała przy sobie.
Moje serce przyspieszyło, monitor zaczął głośniej pikać.
- Matka potrzebuje więcej krwi lub zemdleje. Musimy ją szybko zszyć - krzyknął doktor.
Spojrzałam przelotnie na pielęgniarkę. Podała Louisowi jakieś zawiniątko. Od razu się rozweselił trzymając córeczkę. Chłopak podszedł do mnie schylając się tak abym mogła zobaczyć małą.
- Przywitaj się z Emmą - powiedział czule patrząc się na małą po czym przeniósł wzrok na mnie - Kocham cię.
- Ja też cię kocham - powiedziałam skupiając wzrok na dziecku - Mogłabym ją potrzymać?
- Nie może jej trzymać - przerwał doktor - Mogłaby się poruszyć, a wtedy zerwałaby szycie, a musimy je dokończyć - ostrzegł. Mimo, że dolna część mojego ciała była znieczulona, czułam jak coś pociąga mnie za skórę i zszywa ją. Nie mogąc się powstrzymać, odwróciłam głowę i zwymiotowałam na podłogę, po czym straciłam przytomność.
o♥o

Byłam cała obolała a smak w moich ustach był okropny. Dolna część mojego brzucha lekko bolała i brakowało mi trochę brzucha, z którym chodziłam przez ostatnie miesiące. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Lou trzyma małą.
- Lou.
Chłopak spojrzał na mnie momentalnie.
- W końcu się obudziłaś! Najwyższa pora! - powiedział wstając z krzesła. Podszedł do mnie i podwyższył mi oparcie łóżka, tak, że na wpół siedziałam - Chyba już czas, żebyś ją potrzymała - powiedział podając mi Emmę. Wzięłam śpiące dziecko na ręce patrząc na nią z czułością.
Nie mogłam przestać się uśmiechać czując ciepło jej malutkiego ciała. Patrzyłam na nią w zdumieniu, nie będąc w stanie przyjąć do wiadomości, że stworzyliśmy ją razem z Louisem. I od teraz jesteśmy za nią odpowiedzialni.
- Jest piękna, prawda? - powiedział Louis obok mnie.
- Oczywiście, że jest - powiedziałam patrząc na niego. Znów spojrzałam na córeczkę. Otworzyła na kilka sekund oczka, ale to wystarczyło, żebym rozpłynęła się z zachwytu - Przez ile byłam "nieobecna"? - zapytałam.
- Jakąś godzinę czy coś - powiedział leciutko głaszcząc Emmę po główce, na której miała delikatny meszek włosków - Doktor powiedział, żeby wcisnąć guzik gdy się obudzisz, ale pomyślałem, że pewnie nie pozwoli ci jej jeszcze potrzymać, więc chciałem z tym zaczekać - chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
Zachichotałam.
- Jak się czujesz?
- Tylko trochę odrętwiała. Za to boli mnie w miejscu szycia - skrzywiłam się, a ból przypominał mi, że byłam pocięta.
- Mam wezwać pielęgniarkę? - zmartwił się. Szybko pokręciłam głową.
- Daj mi jeszcze pobyć trochę z małą. Mogę wytrzymać trochę bólu, jestem silna pamiętasz?
- Jak mógłbym zapomnieć.
- Byłeś w stanie poinformować Sophie i jej drugą połówkę? I powiedzieć jej o naszej sytuacji - zapytałam znienacka.
- Tak, już im powiedziałem. Przyjadą gdy burza śnieżna trochę ustanie - poinformował mnie z uśmiechem na ustach - Na razie jest zbyt groźnie, żeby jechać. Spójrz - powiedział i odchylił zasłony, tak, że do środka wpadło światło dzienne. Na zewnątrz było kompletnie biało.
- Wow - wymamrotałam - Jednak dobrze się złożyło, że Emma urodziła się wcześniej, co? - powiedziałam patrząc na nią - Bo inaczej utknęlibyśmy w tej zamieci. Kochana mała Emma - wyszeptałam przytulając ją.
- To strasznie niesamowite, nie? - zapytał nagle Louis - Fakt, że ją zrobiliśmy, że to nasza mała dziewczynka - mówił patrząc na nią w zdumieniu. Wsunął palec w jej małą rączkę, a ona odruchowo go za niego złapała.
- Naprawdę niesamowite - pokiwałam głową.
- Nigdy nie myślałem, że mogę pokochać kogoś tak samo mocno jak ciebie, ale ona udowodniła mi, że się myliłem - powiedział Louis. Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa. Godzinę później Emma została nakarmiona piersią i zabrana przez pielęgniarkę na dalsze badania. Louis usiadł w bujanym fotelu przy moim łóżku. Nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Co? - zapytałam - Co się tak na mnie patrzysz? - dodałam unosząc do góry jedną brew. Louis westchnął głośno.
- Wiesz tak sobie myślałem... - powiedział, nerwowo pocierając kark - że naprawdę chciałbym spędzić z tobą resztę życia.
Patrzyłam na niego zdumiona.
- Wiem, że nie jest to zbyt uroczyste, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie lubisz zbyt ekstrawaganckich rzeczy więc będzie prosto i szybko - powiedział klękając przede mną na jednym kolanie i wyciągnął przed siebie małe pudełko - Anne Miller czy zgodzisz się zostać moją żoną? - zapytał Louis patrząc na mnie tymi błyszczącymi oczami.
Patrzyłam na niego zdumiona przetwarzając sobie to wszystko w myślach. Ślub? Spędzić z nim resztę życia?
Strach i zwątpienie wymalowały się na jego twarzy.
- Tak! - powiedziałam w końcu - Tak! Tak! Tysiąc razy tak! - dodałam podekscytowana.
- Dzięki Bogu - powiedział wstając i przytulił mnie - Co ty ze mną robisz Anne - wyszeptał mocniej mnie przytulając - Kocham cię - powiedział delikatnie i usiadł na moim łóżku. Namiętnie mnie pocałował. Złapałam go za włosy. Zdałam sobie sprawę z tego, że jeżeli ktoś wszedłby teraz do środka to zapewne zażenowany odwróciłby wzrok. Przysunął się do mnie próbując wsunąć rękę pod moją szpitalną koszulę.
- Ostrożnie - powiedziałam i żartobliwie odepchnęłam jego rękę - Albo uszkodzisz mi szycie - ostrzegłam żartobliwie. Nasze twarze dzieliły centymetry. Odsunął się ode mnie z uśmiechem od ucha do ucha.
- Możesz być pewna, że w chwili gdy doktor powie, że już całkowicie się wyleczyłaś, będę się z tobą kochał bez końca - obiecał ponownie mnie całując - I będziemy mieli gromadkę dzieci i razem się zestarzejemy.
- Mam taką nadzieję - powiedziałam, całując go raz jeszcze.
_______________________________________________________________________________
*chlip* *chlip*
Czyli to już koniec ;-; Strasznie szybko minęło mi to prawie półtora roku z wami.
Chciałabym strasznie podziękować wszystkim czytelnikom, zarówno tym którzy są tutaj od początków jak i tym, którzy zaczęli czytać dopiero niedawno. Także buziaki i uściski dla tych, którzy zostawiają dla mnie miłe słowa w komentarzach, to zawsze wywołuje u mnie uśmiech na twarzy ♥

Kolejne OGROMNE PODZIĘKOWANIA dla tych, którzy pomagali mi i tłumaczyli niektóre rozdziały, a także dla bety, która sprawdzała początkowe rozdziały. 
Nie mogę też zapomnieć o tych, którzy wstawiali się za mną gdy wybuchały jakieś spory z powodu opóźnienia z rozdziałami, oraz dziękuję osobom piszącym mi na twitterze o pojawieniu się nowych rozdziałów ;***********

I przepraszam za wspomniane wcześniej opóźnienia, błędy w tłumaczeniu, bo wiem, że nie wszystko było idealnie ;P

Mam nadzieję, że opowiadanie wam się podobało i że nie żałujecie czasu, który spędziliście na jego czytaniu ^.^ Ja na pewno miałam wiele frajdy tłumacząc je dla was xD

Chciałam na początku napisać o wiele więcej ale powylatywało mi z głowy, no i nie chcę zbytnio przynudzać ;P

Także podsumowując - buziaki i uściski dla wszystkich co tu ze mną byli/są ♥♥♥ Mam nadzieję, że znajdziecie (lub sami napiszecie) więcej świetnych opowiadań i że nie będziecie zbytnio rozpaczać po przeczytaniu tego rozdziału. Ja już przed opublikowaniem czuję taką pustkę ;_;

Proszę o wszystkich co przeczytali ten rozdział o chociaż najmniejszy komentarz, bo chcę wiedzieć ile was jest :D

Uwielbiam was,
xx Annie

ps. Odnośnie kolejnych prac to do przerwy świątecznej nic nie planuję. Zapewne kolejne prace będę publikować na wattpadzie - Annie374. Gdyby coś się pojawiło to na pewno napiszę kolejną notkę na tym blogu :D

pps. Statystyki na chwilę obecną (16;20)
wyświetlenia - 

komentarze - 3946 ♥
posty - 171
obserwatorzy - 227 ♥♥♥

czwartek, 10 września 2015

Epilog (Perspektywa Sophie z Harrym)

Zapięłam kurtkę mojej córeczki.
- Dalej, dalej - zaśmiała się. Jej zielone oczy dostały iskierek gdy przyjechała palcem po zamku kurtki.
Zaśmiałam się razem z nią i pomogłam jej założyć czapkę i rękawiczki. Sięgnęłam po jej buty.
- No. Seule - zaprzeczyła i po Angielsku i po Francusku. Pokręciła głową gdy chciałam założyć jej buty. Prawie dwu i pół letnia Juliette lubi być niezależna. Prawie zawsze chce sama wszystko robić. Jedyne czego sama nie robi to kładzenie się spać. Od kiedy nauczyła się mówić, ciągle pytała o nowe historyjki wieczorem, tak samo jak o nowe słówka angielskie i francuskie. Razem z Anne postanowiliśmy nauczyć ja obu języków. Musi znać francuski ponieważ Quebec jest francuskim miastem: komunikacja z innymi dziećmi w żłobku jest o wiele łatwiejsze gdy mówisz ich językiem. I potrzebuje angielskiego ponieważ Anne nadal ma trudności z francuskim, a także któregoś dnia na pewno jej się przyda. 
- Kiedy wrócicie?  - zapytała Anne z kuchni. 
- A nie wiem. Idziemy pochodzić po parku. Nie będziemy tak za długo - odpowiedziałam skupiając wzrok na córeczce, która akurat próbowała założyć buty - Będziemy chyba koło 13 na drzemkę małej. 
- Nie chcę drzemki - Juliette Pokręciła głową. Juz założyła buciki. Uśmiechnęłam wiedząc że kłócenie się z nią teraz nic mi nie da.
- Cóż, wychodzę do pracy za... - siostra spojrzała na zegarek - 10 minut wiec weź swoje klucze bo nie będzie mnie do 17:30.
- Okej - pokiwałam głową i założyłam kurtkę i buty. Pęk kluczy zaprzeczał głośno w kieszeni kurtki.
- Ej Juliette, zwolnij trochę - zaśmiałam się gdy młoda już łapała za klamkę, stając na palcach żeby dosięgnąć. Pomogłam jej i otworzyłam drzwi. Wyciągnęłam do niej rękę aby ją złapała. Jej mała dłoń w sunglasses się w moją. 
- Bawcie się dobrze! - zawołała Anne gdy wyszliśmy na zewnątrz. Zimna pogoda panującą w Quebec od razu nas powitała.
○♥○

Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu gdy oglądałam jak Juliette rozbija cienki lód na kałuży w parku i chichocze za każdym razem gdy lód pęka pod jej butami. Siedząc na huśtawce parę metrów od niej, oparłam głowę na łańcuchu który utrzymywał ją w powietrzu i skrzyżowałam nogi. Uśmiechnęłam się zadowolona. Przeszłam długą drogę aby móc być w końcu szczęśliwa. Dzięki Anne i psychologowi udało mi się uporządkować myśli przed przyjściem Juliette na świat. Chciałam dać jej szansę na perfekcyjnie normalne życie z normalną matką i bardzo kochającą ciocią. Westchnęłam wypuszczając z ust obłoczek pary. Spojrzałam w niebo po czym znów popatrzyłam na córeczkę.
- Jest urocza.
Zastygłam w bezruchu gdy osoba koło mnie się odezwała. Dłonie same zacisnęły mi się w pięści gdy usłyszałam ten głos. Nie, nie, nie. Tak nie może być. Nie teraz. Nie nigdy. Obróciłam się powoli tylko, żeby zobaczyć jak Harry siada na huśtawce koło mnie. Poczułam się jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Harry uśmiechnął się nieśmiało.
Uderzyła we mnie fala emocji. Wstałam szybko i złapałam Juliette za rękę.
- Sophie poczekaj!
Gdy zabrałam małą dalej od Harrego, mała protestowała w moich ramionach. Najwyraźniej nie podobało jej się, że przerwałam jej zabawę i nie pozwoliłam iść samej.
- Nie! Nie! Na dół! - powiedziała wierzgając nogami i rękami.
- Sophie...
Jego dłoń dotknęła mojego ramienia i momentalnie przeszedł mnie dreszcz.
- Nie! - krzyknęłam przytłoczona. Obróciłam się aby na niego spojrzeć - Nie dotykaj mnie słyszysz?! - krzyknęłam trzęsącym głosem a do moich oczu zaczęły napływać łzy - Proszę odejdź - powiedziałam, z trudem utrzymując małą. Odwróciłam się od niego i skierowałam się do domu.
- Na ziemię! Na ziemię - Juliette zaprotestowała po francusku próbując wydostać się z moich objęć.
- Juliette uspokój się - poprosiłam łamiącym głosem. Przestała się ruszać dopiero teraz zauważając moje łzy. Harry był zaraz za nami.
- Proszę skarbie wysłuchaj mnie - błagał zza moich pleców. Pokręciłam głową i nadal zdeterminowana szłam do mieszkania. Nie było żadnej odpowiedzi gdy szłam szybko nie patrząc za siebie.
- Zły? - zapytała Juliette marszcząc brwi. Nie odpowiedziałam wykonując parę kolejnych kroków i wchodząc po 4 stopniach prowadzących do drzwi. Postawiłam Juliette na ziemi łapiąc ją za rączkę, a drugą ręką zaczęłam przeszukiwać kieszenie kurtki aby znaleźć klucze. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam panikować gdy nic tam nie było. Ale przecież je miałam! Słyszałam jak dzwoniły mi w kieszeni! Sprawdziłam jeszcze raz wyciągając po chwili garść drobnych. Moje serce przyspieszyło.
- Sophie? - znów usłyszałam ten brytyjski akcent. Nie stał daleko. Mała obróciła głowę ale ja nie.
- Zapomniałaś kluczy prawda?
- Anne zaraz wróci.
- Soph...
- Odejdź Harry! To jest nękanie! - powiedziałam nadal patrząc na drzwi. Marzyłam, żebym mogła przejść przez nie z małą i zostać sama.
- Zatrzymałem się w hotelu niedaleko stąd Soph. Chodź ze mną, chcę z tobą tylko porozmawiać - całe moje ciało spięło się gdy usłyszałam jak wchodzi po schodkach prowadzących do drzwi. Żołądek mi się zacisnął - Zmieniłem się wiesz? Jeśli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego to okej, ale my, musimy porozmawiać. Ja muszę z tobą porozmawiać. W szczególności jeśli ona, Juliette - zamilkł na chwilę - Jest moja.
- Nie jest twoja! - krzyknęłam obracając się twarzą do niego i chowając małą za siebie - Nikt nie jest twój! Nie możesz sobie kogoś po prostu przywłaszczyć! - dwa lata mojej terapii powoli popadały w ruinę. Jego wyraz twarzy się zmienił na zakłopotany.
- Nie, nie,nie! Nie to miałem na myśli! - powiedział podnosząc w geście poddania ręce - O Boże jaki jestem głupi! Wiem, że każdy należy tylko do siebie. Ja tylko... - zamilkł przejeżdżając ręką po włosach. Nasze spojrzenia się spotkały - To było dwa lata temu, a ona wydaję się być jakoś w tym wieku i ma kilka cech Stylesów ale... Sophie miałem na myśli to, że naprawdę mi za wszystko przykro. Chcę ci to tylko wynagrodzić..
- Harry nie mogę okej? - powiedziałam załamanym głosem - Nie mogę cię wpuścić z powrotem do mojego życie - pokręciłam głową łapiąc Juliette trochę mocniej za rękę - Nie ważne co zrobisz, wyrządziłeś mi zbyt wiele szkód abyś mógł po prostu wrócić do mojego życia.
- Mamusia płacze! - krzyknęła nerwowo mała po francusku. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam.  Nie mogę pozwolić mu wrócić do mojego życia. Nie z Juliette. Nasza historia jest zbyt pojebana.
- Soph proszę? - błagał Harry stojąc obok mnie - Chcę tylko pogadać - powtórzył.
Pokręciłam głową odwracając się od niego. Położył mi dłoń na ramieniu. Gdy się wzdrygnęłam od razu ją opuścił.
- Nie dotknę cię jeśli tego nie chcesz - dodał - Ale proszę Sophie? Zamarzniecie na zewnątrz. Musicie gdzieś poczekać zanim twoja siostra wróci.
- Nie idę do twojego hotelu Harry - powiedziałam ze złością ocierając łzy i opierając sobie ciężar Juliette na biodrze.
- Więc chodźmy gdzieś indziej, gdziekolwiek...Chcę tylko porozmawiać. I być gdzieś gdzie jest cieplej. Tutaj jest zimno.
- Zimno - przetłumaczyła moja córeczka na francuski - Klucze dom? - zapytała patrząc na drzwi naszego mieszkania. Spojrzałam na nią. Jej policzki i nosek były już zaczerwienione.
- Sophie proszę...
Nie poruszyłam się. Chłopak westchnął i obrócił się w geście poddania. Już żałowałam tego co miałam powiedzieć:
- Okej - westchnęłam.
Harry odetchnął z ulgą.
- Ale ja wybieram gdzie idziemy. I nie dotkniesz ani mnie ani mojej córki - ostrzegłam patrząc na niego. Pokiwał głową i gestem ręki poprosił abym szła pierwsza. Postawiłam Juliette na ziemi, złapałam ją za rączkę i zaczęliśmy iść.
Czułam jak za nami szedł. Nie za blisko ale na tyle blisko, żeby wytrącić mnie z równowagi.


○♥○


Byłam spięta gdy całą trójką usiedliśmy w kawiarni. Juliette nie miała pojęcia o atmosferze tak napiętej, że można by kroić powietrze nożem i jadła sobie w spokoju ciastko malując przy tym na kartce papieru świecówkami. Harry skupił na niej wzrok.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - odezwał się w końcu i spojrzał na mnie - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży?
- Bo obawiałam się twojej reakcji - powiedziałam - Zawsze byłeś nieprzewidywalny i nie chciałam testować mojego szczęścia z dzieckiem, bo jednak dziecko to poważna sprawa.
Chłopak wziął głęboki oddech.
- A co potem? Kiedy już uciekłyście? Mogłem pomóc ci finansowo...
- Harry, Louis dał nam więcej pieniędzy niż potrzebowałyśmy aby zacząć od nowa. Wszystko czego chciałam to wychować dziecko w bezpiecznym środowisku. W środowisku, w którym nauczy się że wszyscy mają prawo podejmować własne decyzje i wyrażać swoją opinię i nikt ich nie będzie za to karał. Nie mogłabym jej tego zapewnić gdybym została....
- Nie możesz by tego pewna.
- Właśnie Harry. Nie byłam pewna bo udowodniłeś mi, że potrafisz być i kochający i agresywny. Nie chciałam ryzykować rozwoju dziecka i żyć w nadziei, że twoja dobra strona przeważy.
Chłopak złapał się za głowę i głośno wypuścił powietrze.
- Nieźle spieprzyłem - wymamrotał pod nosem.
Patrzyłam w ciszy jak Juliette pije soczek, gryzie ciastko i wznawia pracę nad rysunkiem.
- Jak Niall? - zapytałam.
- Znalazł dziewczynę, Jessicę. Naprawdę jest z nią szczęśliwy. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałem - powiedział - Myli o oświadczeniu się w przyszłym miesiącu - doznałam uczucia podobnego do dumy gdy dowiedziałam się, że Niall w końcu naprawdę jest szczęśliwy. Oczywiście nie mógłby być ze mną szczęśliwy; zawsze był w cieniu Harrego.
- Dobrze dla niego - powiedziałam zadowolona. Za długo go męczyłam. W końcu dostał to czego zawsze pragnął: kogoś kto naprawdę go pokocha. Dostał to czego ja nigdy nie mogłabym mu dać w związku z moim przywiązaniem do Harrego.
- A co z resztą chłopaków?
- Liam dla zabawy jest DJ-em. Zayn zajął się sztuka aby poradzić sobie z emocjami. Oddaje prace na wydarzenia charytatywne. A Louis... - jego twarz się skrzywiła - Straciłem go gdy odszedł z zespołu. Zupełnie przestał się kontaktować. Nie winię go. Nie zachowaliśmy się jak przyjaciele gdy zaprzeczyliśmy, że znęcaliśmy się nad tobą i Anne. Zostawiliśmy go samego.
- Próbowaliście z nim rozmawiać?
- Nie chce rozmawiać z żadnym z nas.
- Więc dajcie mu więcej czasu - odparłam. Zapadła cisza i oboje skupiliśmy się na naszej córce. Odgarnęła sobie z twarzy pasmo włosów. Lekko wytknęła język, koncentrując się na rysowaniu. Kiedy maluje nie zwraca uwagi na otoczenie - Mogę się zapytać co tutaj robisz, w Quebec?
- Właściwie wyjeżdżam jutro. Musiałem spotkać się z osobą od wydarzenia charytatywnego. Wychodziłem od niego z domu gdy zobaczyłem cię w parku. Nie byłem pewien czy to ty szczególnie, że byłaś z dzieckiem... Ale nie można cię z nikim innym pomylić.
- Voila! - powiedziała Juliette i wyciągnęła w stronę Harrego kartkę z "malowidłem" dwulatki - Dla ciebie - powiedziała po francusku z uśmiechem.
- Dziękuję - powiedział chłopak uśmiechając się do niej i biorąc rysunek.
- Nie ma za co - odpowiedziała kończąc ciastko.
- Francuski i angielski? - zapytał.
- Komunikacja to klucz to bycia normalnym człowiekiem. W żłobku musi mówić po francusku a w domu pracujemy nad jej angielskim - wyjaśniłam.
- Wow. Jesteś naprawdę świetna Soph...
- Przestań Harry - powiedziałam oschle i wstałam. Juliette zaczęła grymasić gdy chciałam ja ubrać - Wiem co robisz i nie zadziała to na mnie - dodałam zakładając jej buty gdy mała ubierała kurtkę.
- Nic nie robię Sophie - zaprzeczył.
- Robisz. Próbujesz z powrotem dostać się do mojego życia - powiedziałam także zakładając płaszcz - Komplementujesz mnie. Próbujesz dowiedzieć się czegoś o Juliette.
- Możesz mnie winić za to, że się o ciebie troszczę? Soph nigdy nie przestałem się o ciebie troszczyć i wiem, że zrobiłem okropne rzeczy. Wiem o tym, ale chcę być z tobą. Muszę z tobą być. Pomagasz mi dorosnąć. Sprawiasz, że jestem lepszy - powiedział zdesperowany.
- Chcę być traktowana jak równa Harry. I to przez każdego... - zamknęłam oczy - Nie mozesz wrócić do mojego życia. Nie teraz. Może nawet nigdy - ostatnie słowa wyszeptałam czując kłucie w klatce piersiowej.
- Zabronisz mi spotykać się z córką? Już i tak przegapiłem dwa lata z jej życia Sophie... - błagał.
- Wiem Harry i naprawdę przepraszam - powiedziałam, a łzy napłynęły mi do oczu - Ale nie jestem gotowa. Nie jestem jeszcze gotowa aby rozdrapywać stare rany.Jeśli naprawdę mnie kochasz to zrozumiesz. Poświęciłam się gdy byłam z tobą; teraz myślę, że czas abyś ty dokonał własnych poświęceń. Proszę nie próbuj się ze mną ponownie kontaktować. Kiedy i jeżeli w ogóle będę kiedyś gotowa to dam ci znać - gdy kończyłam, obydwoje płakaliśmy. Wzięłam Juliette na ręce - Żegnaj Harry - powiedziałam, obróciłam się od niego i wyszłam ze sklepu.
Juliette prosiła żebym postawiła ją na ziemi minutę po tym jak wyszłyśmy ze sklepu i zaczęłyśmy iść do domu. Westchnęłam i postawiłam ją na ziemi, łapiąc ją za rączkę. Uśmiechnęła się zadowolona. Wyciągnęłam telefon aby zadzwonić do Anne.
- Halo?
- Hej Anne. Mogłabyś wrócić do mieszkania? Zapomniałam kluczy... - zaczęłam przyciskając telefon do ucha.
- Po tym jak mówiłam ci...
- Wiem, wiem - westchnęłam zamykając oczy - Ale proszę? - mój głos zaczął się trząść bez mojego pozwolenia - Właśnie rozmawiałam z Harrym...
- Będę tam za 10 minut okej? - odpowiedziała wyczuwając mój ton głosu.
- Dziękuję.
- I Soph?
- Tak.
- Louis jest ze mną.
Gardło mi się zacisnęło i od razu zamknęłam oczy.
- Nie obchodzi mnie to - odetchnęłam - Po prostu przyjedź jak najszybciej, proszę - powiedziałam po czym się rozłączyłam.


Trzy lata później

Jest już 19:30 a Anne, Louis, Juliette i ja siedzimy przy stole po pysznej kolacji i pomagamy posortować przypory szkolne Juliette i wkładamy je do plecaka. Jutro jest jej pierwszy dzień w szkole i mała jest tym bardzo podekscytowana. Nie mogę powstrzymać uśmiechu gdy patrzę jak sprawdza swoje rzeczy.
- Ołówki? - pyta i odhacza kolejne rzeczy na liście.
- W twoim piórniku - odpowiada Louis.
- 3 gumki?
- Też tam są.
- Czemu trzy? - pyta marszcząc brwi - Czemu nie jedna?
- Cóż jedną z nich cały czas używasz, druga prawdopodobnie się zgubi, a trzecią zniszczysz, rozrywając ją na mniejsze kawałeczki i będziesz nimi rzucać w ludzi, którzy wkurzają cię w klasie - wyjaśnia Louis. Kręcę głową.
- Nie słuchaj wujka Louisa - powiedziała Anne do śmiejącej się Juliette i posłała Lou groźne spojrzenie - On się nie zna.
- Słuchaj się Anne - powiedziałam.
- On chciał powiedzieć, że możesz nimi rzucać w chłopców, którzy cię będą zaczepiali - poprawiła moja siostra. Louis się zaśmiał i przybił jej piąteczkę.
- Ejj! Nie pomagacie! Nie będzie żadnego rzucania gumkami Juliette - powiedziałam córce.
- A co jeśli ktoś będzie mnie zaczepiał?
- Powiesz nauczycielowi okej? Ale nie martw się o to skarbie. Wszystko będzie dobrze i nikt ci nie będzie dokuczał - powiedziałam głaszcząc ją po głowie.
- Dobrze więc - mała odetchnęła jeszcze raz patrząc na swój plecak - Chyba mam wszystko - powiedziała patrząc na mnie zielonymi oczami.
- Więc zmykaj do łóżka jeśli chcesz być jutro w dobrej formie. Chodź pójdę z tobą - zaproponowałam. Mała uśmiechnęła się i pobiegła do pokoju. Zanim do niej przyszłam już była w pidżamie. Weszła na łóżko i przykryła się kołdrą. Ukucnęłam nad nią i pocałowałam ją w czoło - Dobranoc Ju - wymamrotałam patrząc na nią z miłością.
- Dobranoc mamusiu - odpowiedziała po czym ziewnęła i ułożyła się wygodniej. Uśmiechnęłam się, zgasiłam światło i przymknęłam drzwi.
Westchnęłam głośno gdy dołączyłam w kuchni do Anne i Louisa. Zastałam ich przytulonych. Louis trzymał Anne w ramionach i głaskał ją bo brzuchu. 5 miesiąc ciąży Anne. Szeptał jej coś do ucha. Kaszlnęłam.
- Serio? Rzucanie gumką? - zapytałam ich kładąc ręce na biodrach.
- Soph jesteś zdecydowanie przewrażliwiona - zaśmiał się Louis. Pocałował Anne w kark i odsunął się od niej - Juliette nie będzie niczym w nikogo rzucała dopóki ta osoba sobie nie zasłuży.
- Przymknij się Lou - powiedziała Anne lekko go uderzając.
- To jest właśnie moim problemem - wymamrotałam - Powinna nauczyć cię rozmawiać a nie bić. Nie chcę żeby robiła w klasie za chuligana - westchnęłam siadając przy stole i opierając głowę na ręce - Nie chcę aby uważali ją za kogoś kim nie jest.
- Sophie spokojnie, nauczyłaś ją różnic między dobrem a złem. Jestem pewien, że będzie z nich wszystkich najmądrzejsza - uspokajała mnie Anne.
- Co jeśli inne dzieci będą ją pytać o ojca? - zapytałam czując uścisk w brzuchu - Co jeśli będą z niej drwić bo go nie ma?
- Uspokój się Soph - powiedział Louis - Dzieci to dzieci. A zdaję mi się, że w wielu wypadkach ich rodzice też są rozwiedzeni. Nie będą męczyć innych z tego powodu.
Pokiwałam głową. Ramiona mi opadły.
- Powinnaś iść spać - poradziła mi Anne - Wszystko będzie dobrze, jak zawsze.
- Tak, wiem - westchnęłam - Dobranoc - powiedziałam wstając.
- Branoc!
- A jeszcze jedno - powiedziałam zatrzymując się w przejściu - Możecie być troszkę ciszej gdy... no wiecie?
Louis zaczął się śmiać.
- Nie martw się Soph. Zadbam o to - zaśmiała się Anne patrząc na Louisa. Wywróciłam oczami i skierowałam się do łóżka. Myślałam, że szybko zasnę z powodu zmęczenia ale gdy leżałam w łóżku zaczęłam myśleć o Harrym. Nie mogłam zamknąć oczu. Powinien mieć prawo zobaczyć jak Juliette dorasta. Powinien razem ze mną wysłać ją pierwszego dnia do szkoły.
Poczułam coś podobnego do poczucia winy. Później ogarnęła mnie fala emocji od miłości do smutku. Po raz pierwszy w życiu Harry pozwolił mi być samej. I tego chciałam. Chciałam, żeby dał mi zdecydować czego potrzebuję.
- Kazałam mu czekać wystarczająco długo - wyszeptałam sama do siebie zdając sobie z tego sprawę.
Szybko wygrzebałam się z łóżka i poszłam do salonu wiedząc, że Anne i Louis lubią poprzytulać się przed telewizorem zanim pójdą spać.
- Louis? - zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
- Co mogę dla ciebie zrobić mała? - odpowiedział.
- Możesz mi dać numer Harrego?
Nastąpiła chwila ciszy.
- Tak jasne - wyszeptał wyciągając telefon z kieszeni i podając mi go - Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Tak. Wiem, że nie będzie łatwo nas naprawić, ale udowodnił, ze w końcu pozwoli mi samodzielnie podejmować decyzje - powiedziałam przeszukując kontakty Louisa - To wszystko czego od niego chciałam - dodałam cicho. Znalazłam jego imię i połączyłam się. Przycisnęłam telefon do ucha słuchając dźwięku połączenia. W końcu odebrał.
- Louis? - zapytał Harry.
- Tu Sophie...Daję ci ostatnią szansę.
_______________________________________________________________________________


I co myślicie o zakończeniu?
Podoba wam się happy ending, czy lepszy byłby dramat, łzy i rozpacz na sam koniec opowiadania?
Ostatnia z ostatnich części pojawi się w niedzielę o 18 i tam też napiszę końcową notkę więc dobrze by było gdybyście to przeczytali :D 



A teraz mała prośba: Chciałabym aby wszyscy, którzy przeczytali ten epilog zostawili komentarz. Nie musi być długi, wystarczy jakaś kropka czy coś jeśli komuś się nie chce pisać lub nie ma czasu :D Chcę zobaczyć ile osób to przeczytało xD


do następnego,
xx Annie

Epilog (Perspektywa Sophie z Niallem)

Zapięłam kurtkę mojego synka.
- Dalej, dalej - zaśmiał się, w jego niebieskich oczach pojawiły się iskierki gdy próbował dalej zapiąć ekspres mimo, że był już na samej górze.
Zaśmiałam się z nim i pomogłam mu z czapką i rękawiczkami. Sięgnęłam po jego buty.
Nie sprzeciwiał się. Przytrzymał się mojego ramienia gdy podnosiłam po kolei jego nogi aby założyć mu buty. Późnej młody złapał szalik i owinął go sobie luźno wokół szyi. Elliot zaczął grymasić gdy szalik ześlizgnął mu się po ramieniu.
- Pomóż mi mamuś - poprosił po angielsku i francusku łapiąc szalik w rękę.
- Tylko jeśli powiesz mi jak to się nazywa - powiedziałam.
- Nie wiem - odparł po francusku z tajemniczym uśmieszkiem.
- Elliot dobrze wiesz jak to się nazywa - odparłam. Pokręcił głową nadal szczerząc się od ucha do ucha - Czy będę musiała cię połaskotać żeby wydobyć z ciebie tą informację? - zapytałam z uśmiechem i wyciągnęłam ręce przed siebie.
Chłopczyk pokiwał głową. Od razu zaczęłam go lekko łaskotać. Jego śmiech wypełnił dom i sama zaczęłam się śmiać razem z nim. Elliot poddał się po parunastu sekundach.
- Szalk - powiedział po angielsku nadal chichocząc.
- Szalik. A po francusku? - zapytałam wiedząc, że francuski jest dla niego trudniejszy.
- Foulard - powiedział dumnie. Uśmiechnęłam się, wzięłam od niego szalik i owinęłam mu go wokół szyi i zawiązałam go lekko.
- Proszę, już jesteś gotowy do wyjścia - popatrzyłam na dwuletniego synka. Za pół roku będzie miał już trzy latka. Jego słownictwo szybko się polepsza.
Kiedy ja i Anne po raz pierwszy postanowiłyśmy nauczyć go mówić w dwóch językach byłyśmy zmartwione, że będzie to dla niego za trudne. Ale bardzo szybko po wielu książeczkach dla dzieci i programach dla maluchów zaczął wsiąkać słówka jak gąbka. O wiele bardziej lubi mówić po angielsku, ale nie mogę pozwolić mu mówić tylko po angielsku. Musi znać francuski, ponieważ Quebec jest francuskim miastem: komunikacja z innymi dziećmi w żłobku jest o wiele łatwiejsza gdy mówisz ich językiem. I potrzebuje angielskiego, ciocia ponieważ Anne nadal ma trudności z francuskim, a także któregoś dnia na pewno mu się przyda.
- Kiedy wrócicie?  - zapytała Anne z kuchni. 
- A nie wiem. Idziemy tylko kupić parę rzeczy w spożywczym. Nie będziemy tak za długo - odpowiedziałam skupiając wzrok na synku, który poprawiał rękawiczki - Będziemy chyba koło 13 na drzemkę małego.
- Historyjka przed snem? - zapytał Elliot słysząc o drzemce.
- Ale po francusku.
Skrzywił się ale pokiwał głową.
- Cóż, wychodzę do pracy za... - siostra spojrzała na zegarek - 10 minut wiec weź swoje klucze bo nie będzie mnie do 17:30.
- Okej - pokiwałam głową i założyłam kurtkę i buty. Pęk kluczy zaprzeczał głośno w kieszeni kurtki - Wziąć cię na ręce? - zapytałam Elliota wyciągając do niego dłonie. Gdy go podniosłam wtulił mi się w szyję. Oparłam go o swoje biodro.
- Bawcie się dobrze! - zawołała Anne gdy wyszliśmy na zewnątrz. Zimna pogoda panującą w Quebec od razu nas powitała.
○♥○

Elliot cicho siedział w wózku sklepowym gdy jeździliśmy wokół półek szukając potrzebnego jedzenia. Praktycznie potrzebowaliśmy tylko mleka i płatków ale chleb i sok nie obciążą jakoś szczególnie naszego rachunku.
Nuciłam sobie pod nosem gdy wkładałam mleko do wózka. Byłam zadowolona. Przeszłam długą drogę aby móc być w końcu szczęśliwa. Dzięki Anne i psychologowi udało mi się uporządkować myśli przed przyjściem Eliotta na świat. Chciałam dać mu szansę na perfekcyjnie normalne życie z normalną matką i bardzo kochającą ciocią. 
- Hej Elliot, skończyliśmy - powiedziałam wkładając do wózka ostatni produkt. Zadowolony maluch klasnął w ręce.
- Dom? - zapytał, nie chcąc wracać do domu i czytać francuskiej historyjki.
- Tak - pokiwałam głową.
- Sophie?
Podskoczyłam zaskoczona, łokciem strącając parę pudełek z półki.
- Cholera przepraszam!
Moje serce przyspieszyło gdy rozpoznałam ten głos. Moja głowa zaczęła dudnić w środku gdy usłyszałam jego kroki zbliżające się do mnie. Obróciłam się powoli chowając Elliota za mną. Moje oczy spotkały takie same niebieskie oczy, które odziedziczył po nim mój syn.
- Niall - powiedziałam mocno zaciskając dłonie na sklepowym wózku. Moje serce przyspieszyło i instynktownie się odsunęłam. Irlandczyk także się cofnął podnosząc do góry ręce.
- Soph, nie chcę cię wystraszyć - powiedział, a w jego oczach malował się ból.
- Niall j-j-ja - zająknęłam się nie wiedząc co mam powiedzieć. Dobrze mu się przyjrzałam. Jego włosy prawie wróciły do brązowego koloru. Były jasne tylko na końcówkach i miał parę jasnych pasemek. Był łagodniejszy niż go zapamiętałam. Ale poza tym nie zmienił się.
- Mamo? - zapytał mój synek zza moich pleców.
- Co ty robisz? - wyszeptałam - Czemu jesteś w Quebec?
Chłopak nerwowo podrapał się po karku.
- Śledzisz mnie? - zapytałam przestraszona. Byłam gotowa zabrać Elliota i uciec.
- Nie! To nie to! - zapewnił szybko - Właściwie to jestem tu turystą. Zawsze mówiłaś nam, że Quebec jest piękne i chyba musiałem zobaczyć to na własne oczy.
- To czemu jesteś tu w sklepie? Hotele mają restauracje... - dodałam nadal ostrożna. Nie do końca chciałam wierzyć jego słowom. Wtedy zauważyłam, że trzyma tylko sok i paczkę czipsów.
- Przyszedłem po coś do jedzenia. Na czas pobytu wynająłem małe mieszkanie - powiedział - Po prostu wypełniam lodówkę.
Pokiwałam głową i schyliłam się aby pozbierać rzeczy które przed chwilą zrzuciłam z półek. Skrzywiłam się gdy ukucnął obok mnie i pomógł mi ułożyć je na półkach.
- Więc - zaczął gdy podnieśliśmy wszystko - Jak się masz? - zapytał stojąc metr ode mnie i mojego synka. Naszego synka.
- Jest dobrze - powiedziałam nie chcąc się rozgadywać - A u ciebie?
- U mnie też.
- Mamo! - westchnął Elliot lekko kopiąc nogami - A ja?!
Niall odwrócił się aby na niego spojrzeć. Podobieństwo było od razu widoczne i chłopak przygryzł wargę.
- Niall to jest Elliot. Elliot to jest Niall - powiedziałam przedstawijąc ich.
- Czy on...
Pokiwałam głową wiedząc, że mały był praktycznie młodszą wersją swojego ojca.
- Tak.
Elliot wyciągnął rękę w stronę Nialla, tak jak nauczyła go Anne. Niall był zdziniony ale nadal ją uścisnął.
- Cześć Niall!
- Hej Elliot - powiedział zdumiony Irlandczyk. I wtedy Elliot będąc bardzo towarzyskim dzieckiem zapytał go:
- Why two colors tes cheveux? - zmarszczył brwi patrząc na jasne włosy Nialla. Niall spojrzał na mnie nie rozumiejąc.
- Twoje włosy są dwukolorowe - przetłumaczyłam - Nadal ma problemy z łączeniem dwóch języków w jednym zdaniu - westchnęłam.
- Aaaa.
- Dlaczego? - pytał mój syn.
- Elliot...
- Bo je pokolorowałem - odpowiedział Niall uproszczając małemu termin "pofarbować".
- Czemu?
- A czemu nie?
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową widząc, że Elliot zastanawia się nad jego słowami.
- Nie rozumiem - powiedział mały poddając się. Niall zaśmiał się a ja poczułam motylki w brzuchu słysząc ten dźwięk.
- No cóż... Chyba was już zostawię - powiedział Niall zatrzymując wzrok na naszym synku. Zacisnęłam zęby gdy odwrócił się i zaczął odchodzić. Zaczęły mi się trząść ręce.
- Mamuś! - zawołał Elliot chcąc mojej uwagi.
- Niall! - krzyknęłam zatrzymując chłopaka. Odwrócił się zmieszany.
- Chcesz iść z nami na lunch? - zapytałam nerwowo bawiąc się palcami - Elliot i ja nie narzekalibyśmy na towarzystwo.
- Tylko jeśli nie będę wam przeszkadzał.
- Niall, nie zapraszałabym cię gdyby mi to przeszkadzało - odpowiedziałam.
- Proszę Niall! - powiedział Elliot.
- Tak, jasne. Z przyjemnością - powiedział wyraźnie ucieszony.
- Jeeej! - ucieszył się Elliot.
○♥○

Słuchałam Nialla i Elliota gdy kroiłam ogórki.
- To mój pokój! - powiedział Elliot dumnie pokazując Niallowi swój pokój - A to moje łóżko! - mówił dalej po francusku zadowolony, że może pokazać swoje rzeczy.
- Masz bardzo ładny pokój Elliot - usłyszałam Nialla.
- Ciocia Anne go pomalowała! Niebieski i zielony!
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam cię wrzucając plasterki ogórka do miski po czym zajęłam się ziemniaczanym puree. Elliot zawsze okazywał dużo entuzjazmu. Zawsze jest szczęśliwy jeśli może podzielić się z innymi tym co zna. Z naprawdę wszystkimi. Dostaję wiele telefonów ze żłobka o tym, że mały zawsze pierwszy zgłasza się do "pokaż i opowiedz". Nawet jeśli nic nie przyniósł.
Skończyłam robić ostatni kawałek kurczaka i rozdzieliłam jedzenie na trzy części. Kiedy skończyłam, nakryłam stół, westchnęłam i poszłam zawołać chłopaków. Nie byłam nawet zdziwiona tym co zobaczyłam. Niall siedział na podłodze otoczony pluszakami, a Elliot stał przed nim pokazując chłopakowi każdy przedmiot w pokoju. Gdy na nich spojrzałam zakuło mnie serce. I nagle pragnęłam móc tak na nich patrzeć bez przerwy. Patrzeć jak ich więć polepsza się na moich oczach.
- Czas na jedzenie - powiedziałam w końcu i oparłam się o futrynę. Elliot klasnął w dłonie i złapał Nialla za rękę.
- Chodź - powiedział i zaprowadził naszego gościa do jadalni. Nie mogłam przestać się uśmiechać patrząc jak dwulatek mówi Niallowi gdzie ma usiąść po czym prosi go żeby pomógł mu usiąść.
- Dziękuję - zawołał Elliot gdy Niall już go posadził.
- Nie ma za co - odparł Niall - Soph dziękuję za zaproszenie - dodał patrząc na mnie.
- To nic takiego -powiedziałam biorąc kęsa. Niall pokręcił głową i zaczął jeść. Elliot zaczął bez przerwy mówić do naszego gościa, tak, że musiałam mu przypominać, że ma jeść.
Telefon zadzwonił gdy skończyliśmy jeść.
- Możesz go przez chwilę popilnować? - zapytałam Nialla.
- Jasne.
- Zaraz wrócę - powiedziałam odsuwając krzesło i idąc do telefonu - Halo?
- Soph ja em.... Mam dla ciebie newsy - zaczęła nerwowo moja bliźniaczka po drugiej stronie. Zmarszczyłam brwi lekko zmartwiona.
- O co chodzi? Nie wywalili cię chyba z pracy?
- Nie, nie, nie - zaśmiała się - Ale możliwe że przyprowadzę kogoś wieczorem - dodała. Uśmiechnęłam się podekscytowana. Nareszcie ktoś zwrócił jej uwagę.
- W końcu!
- Tak, ale hmm. Nie słyszałaś jeszcze najlepszej części.
- Czyli?
- Chcę przyprowadzić Louisa - nie odezwałam się gdy to powiedziała - Ale zupełnie zrozumiem jeśli tego nie chcesz - dodała zauważając moją ciszę - Nie przyprowadzę go jeśli naprawdę tego nie chcesz ale zdecydowaliśmy się zacząć od początku i myślałam, że zaproszenie go na kolację do nas będzie lepsze na pierwszą randkę niż pozwolenie mu wybierać gdzie mnie zabierze. Ale możemy zaczekać Soph. Nie chcę naciskać na ciebie abyś zaakceptowała go w naszym domu... 
- Nie przeszkadza mi to Anne. Wierzę, że wiesz co robisz - odpowiedziałam w końcu. Dam mu tę szansę. Pomógł mi zacząć od nowa i dotrzymał mojej tajemnicy.
- Też tak myślę. Naprawdę sądzę, ze zrobił wszystko co mógł żeby zasłużyć sobie na drugą szansę.
- Dobra, więc do zobaczenia wieczorem - powiedziałam.
- Jeszcze raz dzięki Soph. Do zobaczenia.
Rozłączyłyśmy się i wróciłam do stołu, zszokowana.
- Wszystko okej? - zapytał Niall od razu zauważając mój wyraz twarzy.
- Louis też jest w mieście - powiedziałam mu - Anne go dzisiaj spotkała.
Chłopak zmarszczył brwi, usta miał wypełnione jedzeniem. Przeżuł je i przełknął po czym powiedział:
- Niezły zbieg okoliczności. Nie widziałem go ani z nim nie rozmawiałem od kiedy odszedł z zespołu.
Przypomniałam sobie, ze słyszałam coś w wiadomościach o tym jak odejście Louisa spowodowało rozpad zespołu parę miesięcy później.
- Co robiliście po rozpadzie One Direction? - zapytałam.
- Liam robi dla zabawy za DJa, Zayn zajął się sztuką aby poradzić sobie z emocjami, a Harry...Harry jest gdzieś w Afryce i pomaga dzieciom. Myślę, że chce to robić do końca życia. Mówił coś o tym, że musi jakoś zapłacić za to co ci zrobił.
- Gdzie Afryka? - zapytał Elliot wtrącając się w naszą rozmowę.
- Tam gdzie mieszkają lwy, zebry i żyrafy - powiedział Niall.
- Jak w filmie Madagascar? - zapytał mały.
- Coś takiego - pokiwałam głową śmiejąc się - Teraz skończ jeść jeśli chcesz być tak silny jak lew - poradziłam. Kiedy w końcu opróżnił talerz ziewnął - Czas na drzemkę, co mały? - zapytałam go pomagając mu zejść z siedzenia - Dodo time.
- A historyjka? - zapytał pocierając oczy - Niall czyta historię - poprosił odwracając się do szatyna. Pokręciłam głową zabierając go do pokoju.
- Nie, Niall nie może przeczytać ci historyjki ponieważ musisz poćwiczyć francuski, a on nie umie czytać po francusku - powiedziałam Elliotowi.
- Czemu nie? - skrzyżował ramiona gdy przykrywałam go kołdrą. Zastanowiłam się nad odpowiedzią. 
- Bo pochodzi z kraju leprechaunów a oni nie czytają po francusku - powiedziałam. Usłyszałam jak Niall śmieje się w drugim pokoju i też się uśmiechnęłam.
- Więc chcę historyjkę o leprechaunach - powiedział Elliot.
- Ale opowiem ją po francusku okej? - ostrzegłam. Pokiwał głową i oparł głowę na poduszce. Zaczęłam mu opowiadać historię jak to leprechaun stracił swoje złoto i mógł je znaleźć tylko gdy podążał za instrukcjami, które były po francusku.
- Mogę mu pomóc - wymamrotał chłopczyk - Znam francuski - wyszeptał, oczki same już mu się zamykały. Zasnął zanim skończyłam opowiadać. Westchnęłam patrząc na niego jak śpi. Przykryłam go i pocałowałam w czoło po czym wyszłam z jego pokoju.
- Nie zrozumiałem połowy tego co mówiłaś ale jestem pewien, że byłem w tej historii - powiedział Niall gdy wyszłam z pokoju. Opierał się o ścianę trzymając ręce w kieszeniach.
- Może tak, może nie - wzruszyłam ramionami. Zebrałam talerze ze stołu i włożyłam je do zlewu. Niall przyniósł sztućce.
- Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? - wyszeptał nagle bardzo blisko mnie - Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej, że jestem ojcem? - wymamrotał a nasze twarze były od siebie zaledwie kilkanaście centymetrów - Czemu trzymałaś Elliota w sekrecie przede mną przez ponad trzy lata?
- J-j-ja... Nie byłam gotowa - zająknęłam się odsuwając od niego - Myślałam, że będzie lepiej dla niego gdy dam mu szanse na normalne życie. Bez przeszkód które posiadał nasz związek - wyjaśniłam wkładając naczynia do zmywarki - I szczerze to czułam się winna - dodałam - Strasznie winna. Bo kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Elliota wszystko zaczęło się walić. Zdałam sobie sprawę jak bardzo cię nie doceniałam. Jak bardzo skupiałam się na tym, że Harry się zmienił zamiast dostrzec to, jak zachowywałeś się od samego początku - zamilkłam zamykając oczy i biorąc głęboki oddech gdy wspomnienia zaczęły do mnie wracać - To była jedna z najgorszych części w moich sesjach terapeutycznych - przyznałam poddając się emocjom - Kiedy zdałam sobie z tego sprawę... Byłam wrakiem. Tak bardzo to we mnie uderzyło, że nie potrafiłam wyobrazić sobie, że nie odrzucisz mnie tak jak ja odrzuciłam ciebie, jeśli powiem ci o naszym dziecku. Więc postanowiłam nic nie mówić, żeby zaoszczędzić sobie bólu - dodałam wkładając sztućce do zmywarki, gdy po moim policzku potoczyła się łza. Spojrzałam mu w oczy - Wiem, ze byłam samolubna nie mówiąc nic o Elliocie....
Niall przytulił mnie mocno.
- Ćśśś, wszystko dobrze skarbie - wymamrotał mi do ucha, głaszcząc mnie po plecach - Ja też byłem samolubny. O wiele bardziej niż ty. Moja samolubność doprowadziła do porwania cię w Irlandii 4 lata temu tak samo jak pomylenia twojej siostry z tobą i zabrania jej do busa - zaczął patrząc na mnie z bólem w oczach - Jak mogę być zły za to, że chciałaś chronić ciebie i dziecko?
- Nie wiem...
- Nie mogę Soph. Po prostu nie mogę - powiedział ujmując moją twarz w dłonie - Trzymałaś Elliota w sekrecie i doprowadziło cię to do szczęścia. I to wszystko czego dla ciebie chciałem Soph - spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami po czym odsunął się wzdychając. Podążyłam za nim gdy skierował się do drzwi - Twoje szczęście zawsze było moim priorytetem - podsumował zakładając kurtkę.
- Czekaj, wychodzisz? - zapytałam patrząc na niego. Posmutniałam - Teraz?
- Mówiłaś o lunchu Soph... Nie będę ci już zawracał głowy - zaśmiał się łapiąc za klamkę.
- A Elliot? Będzie smutny gdy wstanie i zobaczy, że wyszedłeś i się nie pożegnałeś - zaprotestowałam.
- Sophie nie chcę się do niego przywiązywać ani nie chcę, żeby on przywiązał się do mnie - powiedział.
- Czemu nie?
- Bo jeśli się przywiążę to będę chciał zostać. A ja... - powiedział przejeżdżając ręką po włosach - Nie chcę powoli wracać do twojego życia. Już wyrządziłem wystarczająco dużo szkód. Jesteś szczęśliwa beze mnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytałam.
- W sklepie. Patrzyłem na ciebie przez dobre pięć minut zanim cię zawołałem. Chciałem się upewnić, że to naprawdę ty. Nigdy nie widziałem, żebyś tak dużo się uśmiechała w przeciągu pięciu minut Soph. Nigdy - dodał - A zostajesz ze mną sama na pięć minut i płaczesz! - zauważył z bólem, wskazując na mnie.
- Niall zaczęłam płakać bo jestem zła sama na siebie! Bo chciałabym zachować się inaczej i powiedzieć ci wcześniej o ciąży! - teraz ja przeczesałam ręką włosy - Czy wiesz ile nocy przepłakałam kołysząc płaczącego Elliota, chcąc żeby jego tata był przy nim? Chcąc mieć przy sobie jego tatę? - zapytałam łamiącym głosem - I nawet dzisiaj... Widząc jak dogadywaliście się przed lunchem... - opuściłam ręce - Zapragnęłam, żeby nie była to tylko jednorazowa rzecz - przyznałam.
- Sophie...
- Wiem, ze nie będzie łatwo. Wiem, ze będę dużo płakać, ale chcę cię w moim życiu Niall. Naprawdę tego chcę - powiedziałam. Nastąpiła cisza w której tylko patrzyłam się na zdumionego chłopaka. Mogłam usłyszeć tykanie zegara w pokoju tak samo jak lekkie pochrapywanie naszego synka z pokoju obok.
- Chcesz być w moim życiu? I życiu Elliota? - zapytałam cicho, patrząc na niego z błaganiem w oczach.
- Oczywiście - zapewnił mnie podchodząc do mnie. Złapał mnie za rękę - To wszystko czego pragnę. Ale ja nie... Nie wiem jak to wyjdzie. Nie mieszkam tutaj. Mam rodzinę w Irlandii, którą muszę o tym poinformować. Cholera, muszę tu znaleźć pracę jeśli chcę dostać stałą vize. A nie znajdę tu pewnie pracy jeśli jestem do dupy z francuskiego. I nie mogę też po prostu wkroczyć do życia Elliota i powiedzieć "Cześć jestem twoim tatą..." - wymieniał.
- Niall możemy to zrobić powoli - powiedziałam cicho - Krok po kroku.
Wziął głęboki oddech.
- Dobrze - postanowił - Okej, ale muszę coś najpierw wiedzieć - przygryzł wargę - Czy jesteś w 100% pewna, że chcesz mnie Sophie Miller? - zapytał patrząc na mnie - Bo nie sądzę, że przeżyję jeśli jeszcze raz złamiesz mi serce - wyszeptał.
- Jestem pewna.

Trzy lata później

Trzymaliśmy się z Niallem za ręce. Moja głowa oparta była na jego ramieniu gdy szliśmy razem na taras naprzeciwko zamku Frontenac. Patrzyłam na Louisa, Anne i Elliota. Moja siostra była w 5 miesiącu ciąży. Louis z Elliotem ganiali się. Dźwięk ich kroków niosących się po drewnianym tarasie tak samo jak ich śmiech niosły się w powietrzu.
- Nie złapiesz mnie - zaśmiał się Elliot biegnąc.
- Złapię! - odpowiedział Lou.
- Nieprawda! Jestem najszybszy w klasie! - odpowiedział 5 latek. Biegali jeszcze przez chwilę po czym Lou zaczął udawać, ze się zmęczył.
- Poddaję się - udawał zmęczonego - Wygrałeś Eli - powiedział dramatycznie - Jesteś dla mnie za szybki - dodał.
- Ha! Wiedziałem! Co jest moją nagrodą? - zapytał rozbawiony.
- Co powiesz na lody? - zaproponował chłopak.
- Nie Lou, żadnego przypływu cukru. Młody idzie spać za niecałą godzinę - powiedziałam wskazując na zachodzące słońce.
- Tak lody! Proszę mamuś! - poprosił obracając się do mnie. Pokręciłam głową - Tato? - zapytał Nialla.
- W tej sprawie jestem po stronie twojej mamy - zaśmiał się Niall także kręcąc głową.
- Maaaaamooooo - jęknął Elliot zawiedziony - Prooooszę.
- Oj Soph, jak możesz mu odmówić? - zaśmiał się Lou. Spojrzałam na swojego syna i rzeczywiście zaczęłam się uginać.
- Dobra, ale ty go kładziesz spać Lou - westchnęłam.
- Okej, więc idziemy na lody - uśmiechnął się i przybił Elliotowi piąteczkę - Ale najpierw potrzebuję nagrody pocieszenia - powiedział i podszedł do Anne. Uśmiechnęłam się patrząc jak kładzie jedną rękę na jej brzuchu, a drugą na jej plecach po czym ją delikatnie całuje.
- Blee! - odezwał się Elliot - Przestańcie! To obrzydliwe! - usłyszałam jak narzeka.
- O naprawdę? - zapytał Niall.
- Tak!
Posłaliśmy sobie z Niallem spojrzenie i pocałowaliśmy się. Nie trwało to długo ale moje serce przyspieszyło.
- Nie! Blee!
Zaśmiałam się i odsunęłam od chłopaka nadal trzymając ręce na jego ramionach.
- Powinniśmy go nagrać i pokazać mu to gdy będzie nastolatkiem - wymamrotał do mnie Niall, nasze twarze nadal były blisko siebie. 
- Powinniśmy mu także powiedzieć, że za 9 miesięcy będzie starszym bratem - wyszeptałam. Oczy Nialla powiększyły się z zaskoczenia.
- Co? Mówisz poważnie?! - krzyknął łapiąc mnie za brzuch. Pokiwałam głową - Będziemy mieli drugie dziecko? - zapytał ciszej patrząc na mój brzuch.
Ponownie pokiwałam głową i położyłam rękę na jego uśmiechając się.
- Dowiedziałam się dzisiaj rano - przyznałam
- O mój boże Soph! - powiedział po czym mocno mnie objął. Znów mnie pocałował, tym razem czulej - Nie wiem jak to robisz skarbie, ale z każdym dniem coraz bardziej cię kocham - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Znów mnie pocałował jedną rękę kładąc na moim brzuchu - Je t'aime tellement (Naprawdę cię kocham) - wymamrotał splatając nasze palce.
- Robicie to specjalnie! Miałem dostać lody! - Elliot zaczął narzekać.
- Chodźmy po twoje lody Eli - zaśmiał się Louis łapiąc go za rękę, a drugą ręką złapał dłoń Anne.
- Będziemy potrzebować większego mieszkania jeśli ma w nim mieszkać 3 dzieci - zauważył Niall gdy szliśmy za resztą - Jestem pewien, że dziecko Louisa będzie hałaśliwe i będzie potrzebować dwa razy więcej miejsca.
- Właściciele mieszkania nad nami się wyprowadzają - zasugerowałam - Jestem pewna, że możemy coś z tym zrobić.

- Byłoby idealnie.
_______________________________________________________________________
I co myślicie o zakończeniu?
Podoba wam się happy ending, czy lepszy byłby dramat, łzy i rozpacz na sam koniec opowiadania?

Ostatnia z ostatnich części pojawi się w niedzielę o 18 i tam też napiszę końcową notkę więc dobrze by było gdybyście to przeczytali :D 

A teraz mała prośba: Chciałabym aby wszyscy, którzy przeczytali ten epilog zostawili komentarz. Nie musi być długi, wystarczy jakaś kropka czy coś jeśli komuś się nie chce pisać lub nie ma czasu :D Chcę zobaczyć ile osób to przeczytało xD

do następnego,
xx Annie

ps. osobiście uważam, że to zakończenie jest o wiele lepsze niż to z Harrym. Takie bardziej sielankowe i wzruszające. A w zakończeniu z Harrym było za mało Harrego ;-;

niedziela, 6 września 2015

Epilog (Perspektywa Anne)

*wydarzenia mają miejsce około 3 lat po ich ucieczce*

Epilog Perspektywa Anne
Siedziałam spokojnie w małym pokoju dla pracowników w Starbucks, pracując nad pracą z kursu między zmianami. W tamtym roku zaczęłam studiować kryminologię. Nie tylko dlatego, że mnie to interesuje, ale także dlatego, że wiedziałam, że moje prywatne doświadczenie może się przydać na wydziale kryminologii. I przydało się. Wiele razy. Szczególnie gdy chodzi o sposób myślenia sprawców. Ale dzisiaj siedziałam opierając głowę na dłoni i czytałam obowiązkowy tekst. Nie mogłam polegać tylko na tym co zdarzyło się ponad dwa lata temu. Tekst opowiadał o scenach zbrodni, różnych typach dowodów: rzeczach, do których ciężko mi się było odnieść. Nie tylko z tym miałam problemy. W związku z tym, że w Quebec używają francuskiego, musiałam wysilić się dwa razy bardziej, żeby to zrozumieć. Dobrze, że po przyjeździe tutaj zaczęłam uczęszczać na lekcje francuskiego, bo bez tego nie zrozumiałabym nawet jednej czwartej tego co do m nie mówią czy o czym piszą.
Patrzyłam na tekst przez dobrą minutę po czym postanowiłam na dzisiaj skończyć. Westchnęłam głośno, zamknęłam podręcznik i oparłam się o oparcie krzesła. Wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i odtwarzacz mp3, decydując się na posłuchanie muzyki w czasie przerwy. QW chwili gdy założyłam słuchawki ktoś mnie zawołał.
- Anne! - usłyszałam głos koleżanki z pracy, Leili, a po chwili zobaczyłam jak zagląda przez drzwi - (fr.)Il y a un client anglophone et j'arrive pas a comprehende co qu'il veut! (Jest tu jakiś Anglik i nie potrafię go zrozumieć!)
Westchnęłam po raz kolejny i odłożyłam odtwarzacz. Nie po raz pierwszy zastępowałam kolegów z pracy gdy zjawił się jakiś klient który miał problemy z francuskim. Mówiłam w dwóch językach prawie tak płynnie jak Sophie. Prawie.
W pierwszych miesiącach po tym jak Sophie urodziła, podzieliłyśmy się wstawaniem w środku nocy do maluszka. Ale ja zamiast czekać na wpół żywa jak zombie, przy łóżeczku co drugiej nocy, postanowiłam uczyć się francuskiego przy tonach kawy. Opłaciło się.
- (fr.) C'est bon, j'y vais (okej, już idę) -  powiedziałam zakładając fartuch i wstając.
- Merci! - podziękowała mi.
Pokiwałam głową i wyszłam z pokoju kierując się do kasy. Przede mną stał 60letni mężczyzna.
- Mówisz po angielsku? - zapytał.
- Tak. Czy mogę przyjąć pańskie zamówienie? - powiedziałam z uśmiechem.
- Poproszę Breakfast Blend - odparł wyciągając portfel - Ta druga dziewczyna po prostu za bardzo próbowała mnie zrozumieć - mówił do siebie - Imię Frank Curtis - dodał.
Pokiwałam głową nie odpowiadając i wpisałam zamówienie w kasę.
- Razem będzie 4,75$ - powiedziałam na co wręczył mi 10$ banknot. Przeszukałam kasę aby wydać mu resztę. Złapałam 5$ i parę monet po czym mu je wręczyłam. Mój wzrok powędrował do okna. Wstrzymałam oddech gdy zobaczyłam zaskoczone niebieskie oczy patrzące prosto w moje. Zmroziło mnie, nie mogłam odwrócić wzroku od mężczyzny.
- Frank Curtis! - zawołała Leila gdy skończyła zamówienie starszego pana - (fr.) Un gros merci Anne! Tu peux retourner en pause! (Wielkie dzięki Anne! Możesz już wracać na swoją przerwę!)
Nie odrywając wzroku od Louisa zdjęłam zielony fartuch i czapeczkę. Szybko zamieniłam je na swoją kurtkę i znów wyjrzałam przez okno. Już go nie było. Poczułam ukłucie w sercu.
Nadal zaciekawiona wyszłam z strefy dla pracowników i skierowałam się do drzwi. Wyszłam na zewnątrz i podeszłam do miejsca gdzie go widziałam. Niestety nigdzie go nie było. Posmutniałam.
- Szukasz kogoś?
Obróciłam się i zobaczyłam Louisa opierającego się o ścianę obok drzwi. W pośpiechu kompletnie go nie zauważyłam. Patrzyłam na mężczyznę naprzeciwko mnie. Ręce trzymał w kieszeniach, a wokół szyi miał ciasno zawiązany szalik. Na podbródku miał lekką smugę a jego włosy były krótsze niż ostatnim razem gdy go widziałam. Gdy go obejrzałam wróciły do mnie wspomnienia, a moje serce zaczęło bić szybciej.
- Louis - odetchnęłam przeczesując dłonią swoje blond włosy.
- Cześć.
- Cześć - odpowiedziałam patrząc na niego w szoku.
- Właśnie szedłem po jakąś kawę, chcesz do mnie dołączyć? - zapytał otwierając drzwi. Zawahałam się ponownie na niego patrząc. Słyszałam w wiadomościach co mu się stało gdy razem z Sophie uciekłyśmy. Próbował zgłosić siebie i całą resztę na policję jakieś dwa miesiące później, gdy zdał sobie sprawę, że my nie mamy zamiaru tego robić. Bez żadnych dowodów czy zeznać moich lub Sophie, skutek był katastrofalny. Zayn, Liam i Harry zaprzeczyli oskarżeniom, twierdząc, że to tylko głupi żart a Niall nie stanął po żadnej ze stron. Powoli  cały fandom odwrócił się od Louisa, tak samo jak jego przyjaciele, wszyscy twierdzili, że gwałt to nie coś z czego można robić żarty. Opuścił zespół po miesiącu od zgłoszenia się na policji, mówiąc że sie wypalił. Reszta chłopaków zrobiła to samo po pół roku.
- Jasne - zgodziłam się - Kawa brzmi świetnie.
Chłopak uśmiechnął się i pokazał mi żebym weszła do środka.
- Co byś chciał? - zapytałam - Mogę to szybko przygotować - dodałam wchodząc w strefę dla pracowników.
- Obojętnie co byleby było gorące - odpowiedział siadając przy oknie w którym go zauważyłam. Pokiwałam głową i zabrałam się do roboty. Zdjęłam płaszcz i zaczęłam przygotowywać dla nas kawę. Czułam na sobie jego wzrok przez cały czas. Leila dała mi lekkiego kuksańca w żebra.
- Tu sais qui il est hien? (Wiesz kim on jest, prawda?) - wyszeptała gdy kończyłam.
- Qui - wzruszyłam ramionami. Wzięłam nasze kawy i postawiłam je na stoliku. Kurtka Louisa wisiała teraz na oparciu jego krzesła. Chłopak pocierał swoje ręce próbując je rozgrzać.
- Dziękuję - westchnął łapiąc gorący kubek - Jak dużo...?
- Nie martw się o to - machnęłam ręką - Ja stawiam. Więc co robisz w Quebeck? - zapytałam.
- Wczoraj byłem w interesach w Montrealu. Miałem parę wolnych dni więc pomyślałem, że przyjadę do Quebeck City żeby zobaczyć zamek przed powrotem do Londynu - powiedział wspominając o Zamku Frontenac zaraz naprzeciw Starbucksa - Nie rozczarował mnie - dodał patrząc na niego. Westchnął i spróbował swojej kawy - Ale muszę przyznać, że dzisiaj jest zimno. O wiele zimniej niż w jakimkolwiek miejscu w północnej Ameryce. A to dziwne. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jest marzec.
- Wieeem - wymamrotałam - Tutaj panuje zima przez prawie 8 miesięcy w roku - westchnęłam tęskniąc za ciepłą australijską pogodą - Ale jest przytulnie z ludźmi o których się troszczysz i którzy troszczą się o ciebie. Jeśli zechcesz to możesz się tu nawet poczuć jak w Paryżu - dodałam upijając swojego macchiato. Louis się zaśmiał - Dlaczego patrzyłeś się na mnie przez okno przez dobrą minutę? - zapytałam.
- Byłem tak samo zaskoczony jak ty w tamtej chwili - wzruszył ramionami.
- Czekałeś przy drzwiach gdy wyszłam - rzuciłam - Skąd wiedziałeś, że wyjdę?
- Nie wiedziałem. Właściwie to miałem nadzieję, że tego nie zrobisz - odpowiedział a w jego oczach widniała szczerość.
- Dlaczego?
- Bo wierzę w to, że czasem najlepiej jest pozostawić niektóre sprawy za sobą.
- Też jestem za tym - powiedziałam pijąc kawę. Chłopak spojrzał na mnie trochę dłużej.
- Nie rozumiem cię - zaczął delikatnie, bawiąc się palcami - Masz przed sobą faceta, który zrobił niewybaczalne rzeczy, a ty zgodziłaś się usiąść i wypić z nim kawę - dodał - Dlaczego? Powinnaś teraz być przestraszona czy zmartwiona . Nie powinnaś nawet ze mną rozmawiać.
- Nie mówię, że ci wybaczyłam Lou - zaczęłam ostrożnie dobierając słowa - Nadal mam koszmary. Nadal dochodzę do siebie tak samo jak Soph. Ale w tym czasie próbowałeś zgłosić się na policję i wszyscy się od ciebie odwrócili. Szanuję cię za to. Jestem pewna, ze potrzebowałeś wiele odwagi aby zgłosić to władzom, wiedząc, że zrujnuje ci to życie.
- Wiedziałem, że to mała cena do zapłacenia biorąc pod uwagę to, że zrujnowałem dwa życia - zauważył - Ale to nie jest warte tego co przeszłyście. Tego bólu jaki musiałyście znieść.
- Louis to już przeszłość - pokręciłam głową.
- Tak ale ciągnie się ona za mną teraz i będzie ze mną w przyszłości - wymamrotał smutno.
- Nie możesz zapominać, że nie tylko ty za to odpowiadasz. Nie zamartwiaj się tym. Reszta chłopaków jest tak samo winna - powiedziałam chcąc złapać go za rękę. Mówiąc prawdę to Zayn jest tym, któremu nigdy nie wybaczę. Nigdy w życiu. Brytyjczyk spojrzał na nasze złączone ręce leżące na stole. Zamilkł na chwilę.
- Zaryzykuję zabrzmieniem jak typowy samolub w tym momencie - wziął głęboki oddech - ale pamiętasz gdy trzy lata temu w L.A rozmawialiśmy o innych warunkach? - zaczął pocierając wolną ręką kark.
Powoli pokiwałam głową przypominając sobie co nie co.
- Myślisz, że możemy to zrobić? Udawać, że jesteśmy ludźmi, którzy dopiero co się poznali i nie wiedzą o sobie niczego i po prostu zacząć od nowa? Wiem, że to samolubne i niedorzeczne...
Ułamek sekundy zajęło mi przemyślenie decyzji ale wiedziałam czego chcę. Wyciągnęłam rękę w jego stronę.
- Cześć, jestem Anne Miller - powiedziałam szeroko się uśmiechając - Miło mi cię poznać.
- Louis Tomlinson - powiedział i uścisnął moją rękę zaskakując mnie tym - I cała przyjemność po mojej stronie.
______________________________________________________________________________
Jak wam się podobał ten epilog? :D
Jesteście ciekawi co jeszcze wydarzy się między Anne i Lou? Będzie jeszcze małe co nie co z nimi w dodatku po epilogach z Sophie xD

Odnośnie epilogów z Sophie to niestety nie wyrobiłam się z nimi. Człowiek to człowiek i nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć.
 Postaram się je dodać w tygodniu około środy/czwartku. Dokładniej poinformuję na twitterze w #tłumaczenieSMSS lub w komentarzach pod tym postem. 
A wy moi drodzy do tego czasu zastanówcie się czy wolicie czytać epilog z Niallem czy z Harrym, bo czytanie dwóch nie będzie tak efektowne jak jednego (ale każdy i tak zrobi jak uważa ;*).
Dodam też małe ankiety po prawo, jeżeli macie ochotę - głosujcie :D

Nie zapomnijcie komentować!
xx Annie