Wyprostowałam się gdy Louis zaczął mówić.
- Mam siedmioro rodzeństwa, przefarbowałem włosy na niebiesko dla celów charytatywnych a mój pierwszy zwierzak był psem i nazywał się Ted - uśmiechnął się i wygodnie rozłożył na kanapie - Która z tych trzech rzeczy jest kłamstwem skarbie?
Zmarszczyłam brwi.
- Skąd mam wiedzieć takie rzeczy?
- Masz ich nie wiedzieć. A i zapomniałem dodać, że jeśli źle zgadniesz to zdejmujesz z siebie jakąś część ubrania - dodał z łobuzerskim uśmiechem.
- Grasz nie fair!
- Sprawiam, że będzie bardziej interesująco. A teraz powiedz mi która rzecz nie jest prawdą?
Zamknęłam oczy i zaczęłam się zastanawiać.
Nie mam pojęcia o zwierzaku, ale jestem pewna że Louis jest na tyle odważny, żeby przefarbować włosy na niebiesko... Nie może mieć siedmioro rodzeństwa, w tych czasach to nierealne...
- Nie masz siedmiorga rodzeństwa? - zapytałam niepewnie. Uśmiechnął się promiennie.
- Właściwie to mam. Zdejmuj koszulkę mała - zaśmiał się.
- Co?!
- No.
- Więc co było kłamstwem?!
- Przefarbowałem włosy ale na
czerwono, a nie na niebiesko.
- To nawet w połowie nie było kłamstwem!
- To było kłamstwem...No dawaj Anne zdejmuj koszulkę...
- Nie, ja wybieram którą część ubrania zdejmuję - warknęłam schylając się. Zdjęłam skarpetkę.
- Serio?
- Dałeś mi gówniane kłamstwo więc ja ci daję beznadziejnego ciucha - usprawiedliwiłam się.
- Może być..I tak cię w końcu rozbiorę. Twoja kolej - westchnął. Pomyślałam przez chwilę nad odpowiedzią.
- Nie umiem surfować, gdy miałam osiem lat podpaliłam sierociniec, raz upiłam się tak bardzo, że wzięłam jakiegoś mężczyznę za swojego tatę i przytulałam się do niego przez kilka minut - powiedziałam. Louis podniósł brew do góry.
- Jestem pewien, że nie kłamiesz mówiąc, że nie umiesz surfować, ale nie wierzę, że podpaliłaś sierociniec.
- No cóż mylisz się - rzuciłam z uśmiechem - Zdejmuj skarpetę.
- Nie, ja zdejmę koszulkę. W przeciwieństwie do ciebie nie mam nic przeciwko rozbieraniu się - powiedział ściągając t-shirt - Dlaczego podpaliłaś sierociniec? To jest...okrutne - zapytał marszcząc brwi
- Nikomu nic się nie stało - odpowiedziałam, mój wzrok powędrował na jego wytatuowany tors.
- Ale dlaczego?
- Nienawidziłam go...Czułam się tam jakbym się nie liczyła. Więc pewnego dnia gdy wszyscy byli na południowej przerwie, podpaliłam zapałkę i rzuciłam ją na swoje łóżko. Uciekłam gdy tylko upewniłam się, że każde łóżko się paliło - powiedziałam bawiąc się palcami. Nie byłam dumna z tej części mojej przeszłości...jednak gdy myślę o tym teraz, cieszę się, że to zrobiłam. Odesłali mnie do o wiele lepszego sierocińca. Nie jedliśmy tam na podłodze, a w umywali nie pełzały przez cały czas karaluchy.
- Wow, nagle wydajesz mi się bardziej przerażająca... - zauważył chłopak lekko się odsuwając - Cóż skoro
podpaliłaś sierociniec to co było twoim kłamstwem?
- Nigdy się nie upiłam, więc nigdy też nie przytulałam się z nieznajomym - wzruszyłam ramionami.
- Mówisz serio? Nigdy się nie upiłaś?
- Nigdy nie piłam alkoholu - pokiwałam głową. Louis otworzył buzię ze zdziwienia.
- Jesteś dziwna Anne - wymamrotał prawie oniemiały.
- Pff a ty niby nie jesteś? - warknęłam - Twoje imię to moja definicja dziwności, tak samo jak zboczone, pewne siebie i niedojrzałe zachowanie.
- Cóż uznam to za komplement - mrugnął do mnie - Ale zapomniałaś o moim uroku osobistym, atrakcyjności i dobroduszności w swojej definicji.
- Chciałbyś.
- Ja wiem jak jest - zaśmiał się - Nadal uważam, ze jesteś dziwniejsza ode mnie. A wracając do naszej gdy moje trzy stwierdzenia to; Australia jest jednym z moich 5 ulubionych krajów jak dotąd, grałem w filmie i pomogłem napisać 5 piosenek na nasz ostatni album.
Spojrzałam na niego szukając jakiejś podpowiedzi ale miał minę pokerzysty, mimo tego wydawało mi się że Australia nie może być w 5 jego ulubionych krajów.
- Odwiedziłeś tyle miejsc, że Australia nie może być w 5 twoich ulubionych - westchnęłam.
- A jednak jest. Właściwie jest jednym z moich 3 ulubionych krajów. Kłamstwem było to, że pomogłem napisać 5 piosenek na ostatni album, a pomogłem przy 10 - dodał uśmiechając się przebiegle.
- Twoje kłamstwa są niesprawiedliwe! - westchnęłam krzyżując ramiona na piersiach.
- Nikt cię nie zatrzymuje przed mówieniem czegoś w tym samym stylu... - zauważył podśmiewając się ze mnie - Dobra Anne, czas zdjąć drugą skarpetę.
Zrobiłam to co powiedział i wróciliśmy do gry.
- Nienawidzę ananasów, kocham mango i gardzę miodem spadziowym. Które z tych stwierdzeń jest kłamstwem Tomlinson? - warknęłam.
- Wyglądasz na osobę, która lubi miód. Więc to jest twoim kłamstwem - powiedział bez zawahania.
Kurwa moja twarz pewnie mnie zdradziła - Mam rację, prawda? - uśmiechnął się z wyższością.
- Nie.
- Kłamiesz.
- A nawet jeśli...? Chyba na tym polega ta gra, co?
- Nie bądź taka skarbie, robimy to dla rozrywki...
- Mów do siebie.
Sapnęłam gdy nagle jego ciało znalazło się nad moim.
- Nie dajesz sobie nawet szansy na dobrą zabawę Anne - wymamrotał cicho wpatrując mi się w oczy. Jego bicie serca przyspieszyło i przełknęłam głośno ślinę - Załóżmy się... Jeśli w następnej kolejce zgadniesz, która rzecz jest kłamstwem będziemy robić to co ty chcesz, a jeśli się pomylisz to zdejmujesz wszystkie ubrania - powiedział z uśmiechem - I poznamy się od trochę bardziej intymnej strony...
- Nie zaryzykuję tego. Co jeśli mnie oszukasz? - skrzywiłam się.
- Skarbie na tym ta gra polega.
- A co jeśli skłamiesz na temat kłamstwa! - warknęłam wywracając oczami.
- Wybiorę więc takie rzeczy, które będę w stanie udowodnić.
- A co jeśli nie chcę się zakładać? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
- Wtedy nie będziesz mogła zadzwonić.
- Mogę zadzwonić? - zmarszczyłam brwi.
- O nie powiedziałem ci? Możesz wykonać dwu minutowe połączenie o swojego ojca i upewnić się, że jest cały - powiedział szybko chłopak. Moje serce przyspieszyło.
- Naprawdę? - wyszeptałam.
- Tak, w tamtym roku Sophie też miała taką szansę, więc nie widzę powodu abyśmy mieli ciebie jej pozbawić - wyjaśnił - Ale musisz podjąć wyzwanie mała albo nie będzie telefonu - dodał.
Porozmawiać z tatą...Upewnić się, że jest cały i zdrowy...Jestem pewna, że to będzie warte tego zakładu. Będę miała szansę powiedzieć mu gdzie dokładnie jestem. Ale jeśli nie zgadnę dobrze...cholera Louis pewnie będzie chciał więcej niż tylko się całować.
- Zgoda - westchnęłam - Ale lepiej żebyś był w stanie wszystko udowodnić.
- Nie martw się - uśmiechnął się - Więc; mam na sobie szare bokserki, mam ponad 25 tatuaży ale mniej niż 30 i mam bliznę na biodrze po wypadku na nartach sprzed kilku lat w którym brał udział też mój kolega Stan. Co z tego nie jest prawdą Anne?
- Naprawdę? To są twoje trzy stwierdzenia?
- Tak.
Spojrzałam na jego tors.
Widać było około 15 tatuaży ale może mieć ich więcej na nogach lub stopach...Jeśli zdjąłby spodnie mogłabym zobaczyć więcej i sprawdzić kolor jego bokserek i czy ma bliznę na biodrze...
- Możesz zdjąć spodnie?
Louis się zaśmiał.
- To byłoby o wiele za łatwe skarbie...
Zmarszczyłam brwi.
- Ale jeśli naprawdę tego chcesz to sama będziesz musiała je ze mnie zdjąć - powiedział śmiało i położył się na sofie patrząc na mnie wyzywająco.
Pieprz. Się. Louis.
- Zrobiłabym to ale nie mogę wstać - odpowiedziałam nonszalancko i wskazałam na kolano mając nadzieję, że sam je z siebie zdejmie.
- Udowodnij - powiedział i wstał. Patrzyłam jak idzie w moją stronę i staje pomiędzy moimi nogami - Zdejmij mi spodnie - wyzwał mnie. Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam się na niego.
- Wiedziałem że blefujesz - rzucił od niechcenia - Nie jesteś na tyle odważna żeby kogoś rozebrać...
Zatrzymał się w połowie zdania bo ściągnęłam z niego spodnie ujawniając szare bokserki i kilka kolejnych tatuaży.
- Mówiłeś coś? - zapytałam patrząc na niego zwycięsko - Więc na pewno nie kłamałeś co do bokserek...
- Najwyraźniej ale nie wiesz czy blizna jest kłamstwem bo nie policzyłaś wszystkich tatuaży...
- Nie widzę blizny - zauważyłam.
- Może ale nie musi być pod bokserkami...W końcu miała być na biodrze - rzucił Louis puszczając mi oczko. Nie ma mowy abym z własnej woli zdjęła mu bokserki więc zaczęłam liczyć po kolei tatuaże.
- Ten liczy się jako jeden czy dwa? - zapytałam wskazując na ludzika i deskorolkę.
- Jeden.
- A jeleń i serce? - zapytałam wskazując na prawe ramię.
- Też jeden.
- Odwróć się - poprosiłam gdy skończyłam liczyć wszystkie tatuaże jakie mogłam zobaczyć z przodu. Zrobił to o co prosiłam. Uśmiechnęłam się gdy skończyłam. Naliczyłam dokładnie 25 nic nie miał na plecach - To twoje kłamstwo Louis...Powiedziałeś ponad 25 a masz ich dokładnie 25 - powiedziałam dumna z siebie.
Ha. Myślał, że znów mnie nabierze z tymi sprytnymi zdaniami.
- Źle zgadłaś słońce.
- Co? - musiałam jeszcze raz powtórzyć sobie w głowie jego zdanie.
- Mam 28 tatuaży skarbie - uśmiechnął się. Schylił się i zrolował skarpetki ukazując trzy kolejne tatuaże; krzyżyk, klucz i napis The Rouge - Wygrałem. Zdejmuj ubrania Anne - powiedział ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy. Przeraziłam się gdy zdałam sobie z tego sprawę.
- Ale...
- Zawarliśmy umowę...znów chcesz do tego wracać?
- Louis ja tego nie lubię! Mogę...
- Obiecuję, ze po tym będziesz mogła zadzwonić, okej? I obiecuję, że nie zrobię ci celowo krzywdy... Chcę po prostu żeby twój drugi raz był lepszy niż pierwszy - powiedział nagle klękając przede mną - Prosze, naprawdę robię to tylko dlatego, żebyś zobaczyła, że to nie jest takie złe.
- Louis mam obolałe kolano. Uprawianie seksu przy tym byłoby niezręczne! - zaprotestowałam.
- Zaufaj mi - wyszeptał zbliżając się do mnie.
- Nie.
- Anne...Zaufaj mi.
- Nieee...
Jęknęłam i zamknęłam oczy w połowie zdania gdy przejechał dłonią po mojej kobiecości.
- Zaufaj mi i rozbierz się - nalegał nadal trzymając rękę na mojej cipce a jego nagi tors znalazł się nad moim. Umieścił się między moimi nogami - No chyba że wolisz seks w ubraniu... - zaproponował niewinnie. Podświadomie wyobraziłam sobie jak próbuje we mnie z trudem wejść wraz ze wszystkimi ubraniami.
Ale nie zobaczyłby całej mnie... Dostałam gęsiej skórki i poczułam podniecenie na samą myśl o tym.
- Louis - jęknęłam nieświadomie, zamykając oczy.
- Kurwa, chyba znalazłem twój kolejny fetysz Anne - jęknął chłopak przyciskając swoje krocze do mojego - Myślę że podnieca cię seks w ciuchach. I założę się że polubiłabyś gierki...Jesteś idealna - pocałował mnie namiętnie. Poczułam że moje usta same odpowiadają na pocałunek. Złapałam go za biceps.
- Jesteś jak nieśmiała dziewczyna z porno...
- Nie, ja nie lubię seksu - zaprzeczyłam, sapiąc po przerwanym pocałunku.
Muszę to zatrzymać...
- Jeszcze zobaczymy.
Jęknęłam głośno gdy Louis zaczął całować mnie po szyi, jego ręka wślizgnęła się pod moją bluzkę i złapał mnie za prawą pierś, kciukiem pocierając sutek. Odchyliłam głowę do tyłu dając mu więcej miejsca do całowania. Zdziwiłam się gdy nagle złapał mnie za tyłek i mocno ścisnął.
- Kurwa, Anne jesteś moja - sapnął i jeszcze raz mnie pocałował. Pasja z jaką to zrobił sprawiła, że zaszumiło mi w głowie z podniecenia - Powiedz to Anne - rozkazał łapiąc mnie za lewą pierś. Zamrugałam parę razy zaskoczona jego rozkazem.
- Powiedz to Anne! - powtórzył, powoli zaczynając się o mnie ocierać - Powiedz, że jesteś moja! - powtórzył i włożył rękę w moje spodnie, zaczął pocierać moją łechtaczkę.
- Kurwa Louis - jęknęłam podnosząc biodra zeby dać mu lepszy dostęp.
- Anne! - włożył we mnie palec i sapnęłam.
- Jestem twoja Louis! Tylko twoja! - powiedziałam, przyjemność rozpływała się po całym moim ciele i zapomniałam już jak złe było nasze zachowanie.
- Tak, jesteś moja - powiedział trochę się rozluźniając. Znów mnie pocałował, lekko wsuwając język do moich ust. Z łatwością włożył we mnie drugi palec - Jezus Anne..Jesteś taka mokra... Dla mnie - jęknął, mając wyraźny problem z mówieniem - Podoba ci się, prawda? - zapytał, zataczając kciukiem powolne kółka. Gdy pokiwałam głową on przestał. Jęknęłam w proście.
- Mów do mnie Anne.
- Tak, kocham to - wyjęczałam.
- Dobra dziewczynka - pochwalił mnie i powrócił do przerwanej czynności. Jedną ręką przyciągnęłam go z powrotem do pocałunku a drugą zjechałam w dół jego torsu. Nie mogłam oderwać się od jego kuszących ust. Poczułam jak wyjmuje ze mnie palce, żeby mógł delikatnie jeździć dłonią po moim udzie.
- Jesteś piękna - Louis wyjął rękę z moich dresów aby po chwili uwolnić swojego penisa z bokserek. Zlękniona odwróciłam głowę i zamknęłam oczy.
- Skarbie spójrz na mnie - poprosił Brytyjczyk zbliżając swoją twarz do mojej - Pamiętasz co robiliśmy w busie dwa dni temu?
Pokiwałam głową przywołując wspomnienia gdy zawiązał mi oczy.
- O wiele bardziej podniecająco jest gdy patrzysz i mniej boleśnie - wyjaśnił, pożądanie pojawiło się w jego niebieskich tęczówkach. Uśmiechnął się lekko - Pocałuj mnie - poprosił nagle przyciskając swoje czoło do mojego - Proszę.
Podniosłam głowę i złączyłam nasze usta, wplotłam palce w jego brązowe włosy i przyciągnęłam go bliżej. Nadal mnie całując Louis nas obrócił. Poczułam jego rękę na moim biodrze zsuwającą się w dół. Po chwili odciągnął moje dresy wraz z bielizną.
- Gotowa? - zapytał z ustami tuż przy moich.
- Gotowa... - wymamrotałam z zawahaniem w głosie. Louis mnie pocałował, trzymając lewą ręką tył mojej głowy, a prawą pomógł sobie wejść we mnie swoim członkiem. Po chwili prawą ręką złapał mnie za tyłek. Wszedł we mnie i czekał aż się do niego przyzwyczaję.
- Opleć nogi wokół mojej talii - poinstruował po jakiejś minucie gdy poczuł ze się poruszyłam.
- Nie mogę, boli mnie lewa noga, pamiętasz? - jęknęłam.
- Więc zrób to tylko prawą - odpowiedział i zrobił to za mnie. Poruszył się we mnie. Pozycja pozwalała wchodzić mu głębiej niż myślałam. Jęknęłam głośno. Louis poruszał się we mnie mocno trzymając moją nogę. Jęczałam cicho za każdym razem gdy dotykał mojego punktu G. Poczułam, ze zaczyna zbliżać się do końca.
- Anne kurwa! - jęknął mocno we mnie wchodząc.
- Louisssss! - pisnęłam gdy zaczął pocierać moją łechtaczkę.
- O Boże!
Miałam zamazane spojrzenie gdy doszłam. Ogarnęło mnie totalne spełnienie. Louis wszedł we mnie jeszcze kilka razy i doszedł we mnie.
- O kurwa Anne!
Gdy tylko mogłam trzeźwo myśleć zepchnęłam go z siebie uświadamiając sobie coś.
- No weź Anne było fanie....
- Louis nie użyłeś żadnego zabezpieczenia co nie? - przerwałam mu na co zmarszczył brwi.
- Zgaduję, że nie bierzesz tabletek? - zapytał. Pokręciłam głową na co chłopak zszedł ze mnie i wyciągnął telefon ze spodni.
- Napisze do Harrego, żeby kupili w aptece pigułkę na dzień po - westchnął zmęczony, wystukując wiadomość na telefonie.
- Oby - odpowiedziałam. Utkwiłam spojrzenie w jego telefonie - I będę mogła zadzwonić prawda?
- Tak - pokiwał głową i podał mi telefon jakby od niechcenia. Wyglądał jakby nadal był pod wpływem orgazmu - Twoje dwie minuty zaczynają się gdy zaczniesz wpisywać numer i musisz włączyć głośnik - dodał.
- Ale...
- Żadnych ale Anne...Nie muszę przecież pozwalać ci dzwonić.
- Grr dobra - wymamrotałam po czym wybrałam numer taty.
__________________________________________________________________________
Kolejny w środę !
xx Annie